Wyszukiwarka google

Twoja wyszukiwarka
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą USA. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą USA. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 19 lipca 2012

Komentarz do strategii bezpieczeństwa USA dotyczący więzienia Guantanamo

27. maja 2010 roku została opublikowana Strategia bezpieczeństwa USA. Dokument ten w znacznym stopniu odcina się od polityki administracji George’a W. Busha. Według danych zawartych w trzecim rozdziale (pt. Advancing Our Interests) strategii, Barack Obama zobowiązuje się do zamknięcia więzienia Guantanamo w bazie marynarki wojennej w Guantanamo Bay na Kubie.
W teorii, zamknięcie tego osławionego zakładu karnego ma zwiększyć bezpieczeństwo wewnętrzne USA. Można domniemywać, że administracja Barack’a Obamy nie chce dawać terrorystom kolejnych powodów do ataków na terytorium Stanów Zjednoczonych.
Moim zdaniem nowa administracja popełniła szereg błędów, które w praktyce mogą uniemożliwić proces likwidacji obozu karnego. W pierwszej kolejności należy zaznaczyć, że prezydent Obama już w 2009 roku ubiegał się o zwiększenie budżetu o środki na likwidację więzienia. W 2011 roku podpisał ustawę o budżecie departamentu obrony USA na rok finansowy 2011 z pominięciem wyodrębnionych środków na przenoszenie osadzonych do innych ośrodków karnych, co stanowiło znaczną przeszkodę w likwidacji więzienia. Oprócz tego, jeszcze w 2009 roku, USA otrzymało od kilku państw propozycje dotyczące przyjęcia więźniów z Guantanamo, a finalnie, część osadzonych przyjęło 7 państw europejskich. Na mocy wyżej wymienionej ustawy ograniczono również możliwość relokacji więźniów do innych państw zamykając drzwi dla likwidacji więzienia. Moim zdaniem, istnieją dwie możliwości: administracji USA w znacznym stopniu brakuje konsekwencji w działaniu, albo jest to celowe działanie na zwłokę.






Należy również zwrócić uwagę na ubytki w planie przeniesienia więźniów na terytorium USA (projekt powstał już w 2009 roku). Obecne ustawodawstwo Stanów Zjednoczonych zabrania umieszczania w zakładach karnych więźniów nie oczekujących na proces sądowy. Stanowi to duże wyzwanie legislacyjne (którego możliwość rozwiązania praktycznie graniczy z cudem), gdyż Kongres USA nie jest przychylny przenoszeniu groźnych terrorystów do Stanów Zjednoczonych.
W ciągu ostatnich kilku miesięcy można było zaobserwować pewne posunięcia administracji USA, które pośrednio mogłyby prowadzić do zmniejszenia liczby więźniów w zakładzie karnym na Kubie. W 2012  roku wyszły na jaw tajne pertraktacje USA z Talibami w sprawie uwolnienia porwanego w 2009 roku Rowe’a Bergdahl’a w zamian za uwolnienie 5 talibskich bojowników. Być może administracja chciała odnieść podwójną korzyść poprzez odzyskanie sierżanta armii USA jednocześnie zmniejszając liczbę osadzonych w Guantanamo. W tym celu Stany Zjednoczone doszły do porozumienia z Talibami w sprawie utworzenia specjalnego biura łącznikowego w Katarze. Oficjalnie ma ono pomagać obu stronom w dojściu do porozumienia w sprawie pokoju w Afganistanie.
Mimo zapisów w nowej strategii  bezpieczeństwa narodowego USA dotyczących zmiany podejścia to kwestii terroryzmu, terrorysta nadal pozostaje wrogiem nr 1. W tym przypadku, pertraktując z grupą ewidentnie wspierającą terroryzm, Amerykanie znacząco naginają własne postanowienia zawarte w dokumencie z 2010 roku. Mimo wszystko, należy mieć na uwadze wyższy cel przyświecający temu działaniu. Niezależnie od tego, czy wynikiem takiego postępowania będzie uwolnienie porwanego żołnierza czy doprowadzenie do pokoju z Afganistanie – cel uświęci środki.

Komentarz do strategii bezpieczeństwa USA dotyczący Islamu


Strategia Bezpieczeństwa Narodowego USA to dokument opublikowany 27 maja 2010 roku. Prezentuje on priorytety administracji Baracka Obamy dotyczące zapewniania bezpieczeństwa USA w wymiarze wewnętrznym i zewnętrznym. W przeciwieństwie do poprzedniej Strategii, nowy dokument stanowi o nieco innym podejściu administracji USA do kwestii islamskiego terroryzmu. Obecna Strategia z 2010 roku nie posługuje się anty-islamską retoryką kreującą wizerunek muzułmanów jako wrogów Stanów Zjednoczonych.
            Mimo wszystko, można zaobserwować niepokojące opinię publiczną zachowania odnoszące się do muzułmanów zamieszkałych w USA i poza granicami kraju. Moim zdaniem, takie zachowanie jest nie tylko sprzeczne ze Strategią Bezpieczeństwa Narodowego USA, pierwszą poprawką do Konstytucji Stanów Zjednoczonych ale także z ogólnie przyjętymi i promowanymi przez USA zasadami niedyskryminacji mniejszości religijnych.
            Najlepszym przykładem na potwierdzenie moich słów są  informacje, które ukazały się w maju tego roku. Okazało się, że na kursach doszkalających oficerów średniego szczebla i pracowników rządowych w zakresie planowania i prowadzenia wojny prezentowano treści, które w znacznym stopniu zaprzeczały Strategii Bezpieczeństwa Narodowego USA z 2010 roku. Podpułkownik Matthew Dooley uczył swoich kursantów m.in., że „cały islam – a nie tylko terroryści muzułmańscy – jest wrogiem Ameryki”. Uznawał teoretyczną możliwość zniszczenia świętych miast Islamu w przypadku kolejnego konfliktu w Azji. W wyżej wymienionych zajęciach udział wzięło ok. 800 oficerów. Oprócz tego, wyszło na jaw, że w specjalnych szkoleniach dla FBI również padały treści anty-islamskie. Nauczano, że: „im bardziej pobożny Muzułmanin, tym większe prawdopodobieństwo, że jest agresywny”.





            Innym przykładem jawnej dyskryminacji muzułmanów po ukazaniu się dokumentu z 2010 roku był incydent z Tenesse z maja 2011 roku. Dwóch imamów: Masudur Rahman i Mohamed Zaghloul w tradycyjnych strojach muzułmańskich chciało przedostać się drogą powietrzną na konferencję poświęconą (o ironio losu) uprzedzeniom wobec mniejszości muzułmańskich. Mimo braku powodów zatrzymania (mężczyźni bez problemu przeszli kontrolę na lotnisku) zostali oni wyproszeni z samolotu przez pilota, który odmówił startu z nimi na pokładzie. Pracownicy TSA poprosili dwóch muzułmanów o opuszczenie maszyny.
            Podobna sytuacja spotkała rodzinę urodzonych w Stanach Zjednoczonych muzułmanów na lotnisku w Fort Lauderdale. Tradycyjnie ubrani rodzice wraz z półtoraroczną córką wybrali się w podróż powrotną do rodzinnego New Jersey. Niestety, pracownicy TSA uniemożliwili przelot rodzinie ze względu na rzekomy status osoby poszukiwanej… ich córki. Na hali odlotów urządzono istną scenę a rodzina została publicznie upokorzona.
            Oczywiście, we wszystkich wyżej wymienionych przykładach, zwierzchnicy osób które dopuściły się dyskryminacji zostali zmuszeni do publicznych przeprosin. Mimo wszystko, warto postawić sobie pytanie: Co znaczą przeprosiny dla osoby napiętnowanej publicznie? Czy zaprzestanie praktyk dyskryminacyjnych w jednej materii powstrzyma takie praktyki w innej? Czy ataki terrorystyczne z 11 września 2001 roku i długotrwałe stosowanie anty-islamskiej retoryki przez administrację George’a Busha nie spowodowały nieodwracalnych zmian w mentalności Amerykanów?
            Moim zdaniem, administracja Baracka Obamy nie powinna ograniczać się do zapisanych w Strategii Bezpieczeństwa Narodowego USA deklaracji dotyczących pokojowego współistnienia z cywilizacją islamską. Istnieje konieczność wprowadzenia specjalnych uregulowań, które zapewnią równe traktowanie mniejszości, która według danych z początku maja 2012 roku stanowi już ponad 2,6 miliona mieszkańców USA. Administracja powinna pamiętać, że muzułmanie również stanowią część „kotła amerykańskiego”. Jeżeli ten fakt zostanie pominięty, Stany Zjednoczone wybiorą ścieżkę pomijania wartości, które przez długi czas kształtowały ich naród.

czwartek, 16 lutego 2012

Recenzja książki Kate Hansen Bundt „Norwegia mówi Nie! : źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Instytut Spraw Publicznych, Warszawa 2000


Książka „Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej" wydana przez Instytut Spraw Publicznych w Warszawie w roku 2000 jest dziełem poświęconym relacjom pomiędzy Unią Europejską a Norwegią oraz źródłom sprzeciwu owego państwa wobec możliwości pełnego przystąpienia do struktur europejskich. Praca o charakterze opisowo-analitycznym dostarcza przydatnej wiedzy na temat zjawisk socjologicznych zachodzących wśród norweskiego społeczeństwa oraz informacji na temat motywów polityczno – ekonomicznych Norwegii przemawiających za odrzuceniem akcesji do Unią Europejską.
Autorką książki jest obecna Sekretarz Generalny Norweskiego Komitetu Atlantyckiego. Kate Hansen Bundt, absolwentka Uniwersytetu Humboldta w Berlinie, w momencie pisania publikacji zajmowała posadę pracownika naukowego w Research Foundation Program for Europe. Jej zainteresowania oscylują wokół polityki energetycznej w stosunkach UE, Norwegii i Rosji w kontekście bezpieczeństwa, co może tłumaczyć dosyć częste poruszanie tego tematu w publikacji.








Już we wstępie, autorka dzieła ukazuje Norweski sprzeciw dla Unii Europejskiej jako ewenement na skalę europejską. Na tle tendencji zjednoczeniowych na Starym Kontynencie, odmowa przystąpienia do Wspólnot Europejskich była rozumiana jako przejaw przewagi idei tradycjonalistycznych, konserwatywnych a nawet jako zwycięstwo „wiejskiego prowincjonalizmu”[1] nad wartościami nowoczesnymi. Oprócz tego, Kate Hansen Bundt stawia tezę, iż oba Norweskie referenda miały wiele cech (okoliczności) wspólnych, które doprowadziły do wygranej przeciwników akcesji.
Należy wskazać, że w obu przypadkach najsilniejszymi bodźcami dla podniesienia kwestii europejskiej wśród polityków i opinii publicznej były posunięcia najważniejszych partnerów gospodarczych Norwegii. Przykładowo, w latach 60-tych to Wielka Brytania, która według autorki jest tradycyjnie uważana za sojusznika Norwegii, stanęła w roli inicjatora dialogu państw poza unijnych ze Wspólnotą na temat akcesji. W 1991 roku (gdy Wielka Brytania od dłuższego czasu była członkiem Wspólnoty) Szwecja i Finlandia wystąpiły o przyjęcie i niejako popchnęły rząd w Oslo do rozmów z Brukselą. W tym przypadku Norwegia jawi się nam jako tzw. chorągiewka na wietrze, państwo (lub rząd) niezdolne do podejmowania samodzielnych decyzji.[2] Mimo to, prezentowany wizerunek jest mylny. W momencie przystąpienia do Unii Europejskiej przez Szwecję i Finlandię, skandynawskie porozumienie handlowe zostało rozwiązane a norweskie produkty zostały poddane cłom.[3] Rząd w Oslo nie mógł pozostawić spraw w takim stanie i został zmuszony do ratowania własnej gospodarki. W dzisiejszych czasach możemy postrzegać norweską odmowę i przystąpienie do Europejskiego Obszaru Gospodarczego jako świetną kalkulację i trafną decyzję. Obecne warunki pokazują nam, że Norwegia bardzo dobrze radzi sobie poza Unią Europejską i zajmuje czołowe miejsca wśród najbogatszych państw świata.
Oprócz materii stosunków międzynarodowych, autorka ukazuje nam szereg podobieństw obu negacji akcesji w kwestii strategii, argumentów, rezultatu oraz cech socjoekonomicznych głosujących za daną opcją.
Oczywistym związkiem między rokiem 1972 a 1994 była metoda wyrażenia opinii na temat przystąpienia do Unii Europejskiej - referendum. Z treści dzieła dowiadujemy się jednak, że zgodnie z konstytucją rząd Norwegii wcale nie miał obowiązku pytać się swoich obywateli o zdanie w tej kwestii.[4] Można to postrzegać dwojako: jako chęć zrzucenia odpowiedzialności za podjęcie decyzji lub jako wyraz szacunku dla opinii obywateli. Tak czy inaczej, od czasu pierwszego referendum utarło się przekonanie, że to „co lud postanowił, tylko lud może znieść”.
Kolejnym podobieństwem był niesymetryczny podział norweskich partii politycznych na zwolenników i przeciwników akcesji. Przykładowo, po stronie antagonistów przystąpienia do Unii Europejskiej znalazły się jednocześnie takie siły jak Konserwatyści i większa część Partii Pracy, które stanowiły swoje przeciwieństwa.
Ponadto, Kate Hansen Bundt zwraca uwagę na to, że w obu przypadkach zwolennicy akcesji włączali się do debaty publicznej o wiele za późno. Autorka obarcza sympatyków przystąpienia do Unii Europejskiej dużą odpowiedzialnością za przegraną w kampanii. Według niej, to właśnie ich brak zorganizowania determinował negatywny wynik referendum. Zwraca się szczególną uwagę na to, że oba obozy miały sprawiedliwe warunki do rywalizacji: Zarówno przeciwnicy jak i zwolennicy otrzymali pomoc finansową ze strony parlamentu a Ministerstwo Spraw Zagranicznych zostało zobowiązane do udzielania społeczeństwu obiektywnych informacji na temat Unii Europejskiej.
Moim zdaniem, przedstawiona przez autorkę ocena jest niesłuszna. Z treści publikacji wynika, że socjoekonomiczne podziały społeczeństwa oraz kwestie ekonomiczne miały większy wpływ na udzielane odpowiedzi w referendum niż promocja danego stanowiska.
Do argumentów przedstawianych przez zwolenników obu opcji zaliczamy między innymi kwestie samostanowienia, bezpieczeństwa międzynarodowego, zarobków, przemysłu rybnego oraz rolnictwa.[5] K. H. Bundt sugeruje, że Norwegowie, którzy przez ponad 500 lat znajdowali się pod obcym panowaniem są niechętnie nastawieni do wszelkiego rodzaju unii. Wymienione słowo ma w norweskim społeczeństwie wydźwięk pejoratywny.[6] Zgadzam się z tezą autorki, według której wprowadzona przez traktat z Maastricht modyfikacja zmieniająca nazwę „Wspólnota” na „Unia” mogła mieć istotny wpływ na negatywną zmianę sposobu postrzegania instytucji europejskich.  Z drugiej strony, ważnym argumentem przemawiającym do zwolenników członkowstwa było w  przypadku obu referendów zwiększenie roli Norwegii w procesach decyzyjnych Europy. Oprócz tego, istotny wymiar dla norweskiego społeczeństwa miały kwestie ekonomiczne. Z pewnego punktu widzenia, w przypadku akcesji, Norwegia mogłaby odnieść poważne straty ze względu na zwiększeniu konkurencji w sektorze rybołówstwa i ze względu na brak możliwości dalszego zarabiania na wysokich cenach gazu.
Oprócz przedstawiania argumentów oraz podobieństw obu referendów, w swoim dziele Kate Hansen Bundt stara się nakreślić czytelnikowi wizerunek sympatyków i przeciwników akcesji. Wśród organizacji politycznych, do tych pierwszych zaliczamy: wcześniej wspomnianą część Partii Pracy, Norweską Konfederację Pracodawców, organizację „Ja til EF” (Tak – Wspólnocie Europejskiej, później Tak – Unii Europejskiej) oraz Europejski Ruch w Norwegii. Wyżej wymienione partie i organizacje polityczne nie przejawiały chęci do współpracy dla osiągnięcia wspólnego celu. Do największych zrzeszeń przeciwnych wstąpieniu Norwegii do Unii Europejskiej zaliczamy: „Nei til EF (Nie – Wspólnocie/ Unii Europejskiej), część Partii Pracy, część Partii Konserwatywnej, Partię Centrum oraz Chrześcijańską Partię Ludową. Wymienione organizacje cechowało duże zaangażowanie w informowanie społeczeństwa na temat negatywnych aspektów członkowstwa w Unii Europejskiej.[7]
Autorka ukazuje nam również socjoekonomiczny wizerunek zwolenników i przeciwników norweskiej akcesji. Przeciętny antagonista przystąpienia do Unii Europejskiej to osoba o podstawowym wykształceniu, o niskim statusie społecznym, zamieszkująca peryferyjne tereny Norwegii, najczęściej daleką północ. Wśród mężczyzn dominują osoby zatrudnione w rolnictwie i w rybołówstwie. Wśród kobiet, są to osoby zatrudnione w sektorze publicznym, przywiązane do korzyści związanych z polityką państwa opiekuńczego.
Według źródeł statystycznych, najczęściej sympatykiem norweskiej akcesji jest osoba o wysokim wykształceniu i wysokim statusie społecznym. Dominują osoby zamieszkałe w rejonie Oslofjord (w sąsiedztwie Oslo), właściciele firm lub pracownicy sektora prywatnego.[8]
Analizując powyższe, konflikt pomiędzy zwolennikami a przeciwnikami akcesji można rozpatrywać w ramach konfliktu centrum-peryferie.
Dalsza część dzieła pod tytułem „Norwegia mówi „Nie”” traktuje między innymi o okolicznościach poprzedzających norweskie referendum akcesyjne w 1994 roku, o powiązaniach Norwegii ze Wspólnotą Europejską i wymiarze atlantyckim norweskiej gospodarki.
Kate Hansen Bundt wskazuje kilka czynników w stosunkach Norwegii i UE, które mogły zaważyć na odrzuceniu członkowstwa we wspólnocie. Pierwszym z nich może być porozumienie o Europejskim Obszarze Gospodarczym z 1992 r., które dawało Norwegii możliwość prowadzenia wolnego handlu z państwami Wspólnoty bez konieczności przystępowania do niej.[9]
Kolejnym ważnym omawianym tematem jest kontekst skandynawski norweskiej akcesji. Według Kate Hansen Bundt, przystąpienie wszystkich państw półwyspu skandynawskiego do Wspólnoty mogłoby stworzyć w niej silny blok, który miałby duże znaczenie w procesach decyzyjnych – było to przedstawiane jako jeden z ważniejszych argumentów sympatyków norweskiej akcesji. Mimo wszystko, autorka zwraca uwagę, że Norwegia nie potrzebowała Unii Europejskiej w takim samym stopniu jak Finlandia czy Szwecja. Zmiany polityczne lat dziewięćdziesiątych spowodowały w tych dwóch ostatnich państwach pogorszenie sytuacji gospodarczej. W przeciwieństwie do nich, Norwegia odnotowywała nadwyżki budżetowe.[10]










Istotny wpływ na pozostawanie Norwegii poza Strukturami Europejskimi ma również jej członkowstwo w NATO. Po wydarzeniach, które miały miejsce w trakcie II Wojny Światowej, zdecydowano się porzucić wcześniejszą doktrynę neutralności i znaleźć wsparcie wśród mocarstw. Tradycyjnie, bezpieczeństwo Norwegii zależało w przeszłości od wiodących potęg atlantyckich – Wielkiej Brytanii lub Stanów Zjednoczonych. W tym przypadku, rolę gwaranta bezpieczeństwa odgrywa znacznie silniejszy od Londynu Waszyngton. Na chwilę obecną, dla Oslo najważniejsza jest możliwość sprawnego prowadzenia handlu z innymi państwami oraz zabezpieczenie wschodniej granicy wobec bezpośredniego sąsiedztwa z Rosją. W tym miejscu całkowicie zgadzam się z opinią Kate Hansen Bundt, iż Unia Europejska nie ma nic do zaoferowania Norwegii, dopóki NATO pozostanie wiodącą organizacją zapewniającą bezpieczeństwo w Europie.[11] Wobec posiadania odpowiednich układów gospodarczych z Unią Europejską, zapewniających jej odpowiednie korzyści ekonomiczne oraz wobec braku faktycznego znaczenia militarnego skrzydła Unii Europejskiej, jakim do 2010 roku była Unia Zachodnioeuropejska, można stwierdzić, że Norwegia nie potrzebuje Unii Europejskiej.
W dalszej części dzieła, autorka przedstawia skutki norweskiego pozostawania poza Unią Europejską (do roku 1999). Kate Hansen Bundt słusznie zwraca uwagę na to, że jej ojczyzna jest marginalizowana w strukturach europejskich. Poprzez związanie się umową EOG Norwegia w pewnym sensie stała się państwem członkowskim UE bez prawa głosu. Autorka wskazuje również pozytywne efekty członkowstwa w Europejskim Obszarze Gospodarczym. Wyżej wymienione porozumienie zapewnia Norwegii olbrzymie korzyści ze względu na to, że (w roku 1990) 80% jej eksportu i 70% jej importu to wymiana handlowa z Unią Europejską. Oprócz tego, EOG dało Norwegii podstawy do wynegocjowania warunków funkcjonowania w ramach układu Schengen włączonego do struktur Unii na mocy traktatu amsterdamskiego.[12]
Poza tym, autorka porusza kwestię propozycji jeszcze jednego powiązania Norwegii z Unią Europejską – powiązanie poprzez Unię Gospodarczą i Walutową. W roku 1998, wobec podwojenia stopy procentowej korony, grupa ekspertów oraz polityków przedstawiła projekt sztywnego powiązania waluty z dużo stabilniejszym euro. Oczywiście, przedstawiony pomysł nie miał szans na urzeczywistnienie, gdyż wobec takiej zależności obu walut Norwegia nie mogłaby liczyć na korzyści związane ze sprzedażą ropy do państw UE po wyższych cenach. Kate Hansen Bundt stawia przypuszczenie, iż podobny projekt będzie miał szansę na realizację w momencie gdy członkowie Unii tacy jak Wielka Brytania, Szwecją lub Dania zainteresują się kwestią wprowadzenia euro.[13]
Podobny bodziec dla rządu w Oslo stanowiła poruszana w pracy francusko-brytyjska inicjatywa z 1998 roku dotycząca współpracy krajów Unii w dziedzinie Obrony. Nawet sam premier Vollebaek stwierdził wtedy, że w przypadku wzmożenia aktywności UE w dziedzinie bezpieczeństwa, Norwegia powinna szukać możliwości do integracji ze Wspólnotą.[14]

Mimo wszystko, rząd w Oslo nie zaczął wtedy szukać kolejnych sposobności współpracy. Kate Hansen Bundt tłumaczy to znaczącą różnicą interesów Norwegii i Unii Europejskiej. Dysonans ten przejawia się między innymi w atlantyckim wymiarze norweskiej gospodarki.  Autorka zwraca znaczącą uwagę na posiadaną przez Norwegię dużą ilość złóż naturalnych znajdujących się w wodach Atlantyku i na nastawienie norweskiej gospodarki na ich eksport. Te warunki sprawiają, że wyżej wymienione państwo nie byłoby w stanie czerpać znacznych korzyści w warunkach stworzonych przez Unię Europejską.[15]
Moim zdaniem, praca pod tytułem „Norwegia mówi Nie! : źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej" obszernie wyjaśnia czytelnikowi powody, dla których Norwegia odrzuciła możliwość akcesji do Wspólnoty. Autorka pracy stara się przekazywać odbiorcy fakty dotyczące okoliczności dotyczących powyższej kwestii prezentując opinie zarówno sympatyków jak i przeciwników członkowstwa (oczywiście, opatrując je stosownym komentarzem). Abstrahując od tego, Kate Hansen Bundt można zarzucić chaotyczne rozmieszczenie treści w książce, co znacząco przeszkadza w jej usystematyzowaniu i odbiorze. Mimo to, uważam, że praca wyczerpuje temat w należytym stopniu i może w przyszłości służyć za przydatny materiał w dalszych badaniach stosunków pomiędzy Norwegią a Unią Europejską. Jedyną istotną ujmą dla wykorzystywania omawianej pracy w diagnozie relacji na linii Oslo – Bruksela może być data jej wydania. Z drugiej strony, umożliwia to sprawdzenie z dzisiejszą rzeczywistością stawianych w dziele hipotez dotyczących przyszłych stosunków pomiędzy oboma podmiotami.

Podsumowując, aby odpowiedzieć na stawiane w pracy pytanie: „dlaczego Norwegia dwukrotnie odmówiła przystąpienia do Unii Europejskiej?”, posłużę się słowami byłego premiera Norwegii, Gro Harlem’a Brundtlandt’a: „W Finlandii o polityce zagranicznej decydują 4 osoby, w Szwecji 400, w Danii 400 000, a w Norwegii 4 000 000.”


[1] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s 11
[2] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s 16
[3] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s  54
[4] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s 17
[5] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s  25
[6] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s  10-14, 36-37
[7] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s 21-23, 28-29
[8] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s 26-36
[9] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s 41
[10] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s 43-44
[11] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s 45-47
[12] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s 52-55
[13] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s 60-62
[14] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s 63-64
[15] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s 69-73

Przyczyny zakończenia Zimnej Wojny


Zimna wojna to jeden z najdłuższych konfliktów znanego nam świata. Jej początków możemy doszukiwać się po rozpadzie koalicji antyhitlerowskiej w 1946 roku.
Była wynikiem starcia się dwóch sprzecznych ze sobą ideologii.[1]   Część historyków uważa sławne wystąpienie Churchilla w Fulton za umowny początek Zimnej Wojny. Użyte w wystąpieniu sformułowanie „żelazna kurtyna” dobrze odzwierciedlało trwały mur dzielący dwa bloki.






 Na początku Zimnej Wojny, Józef Stalin nie spodziewał się tak zdecydowanego oporu obozu kapitalistycznego przed szerzeniem komunizmu. Sądził, że w najbliższej przyszłości obejmie we władanie niemal całą Europę. Z zachowanych dokumentów jeszcze z 1947 możemy dowiedzieć się o jego śmiałych planach zajęcia Paryża.[2] Niestety, Stalin przeliczył się nie uwzględniając celów politycznych Stanów Zjednoczonych[3] i odbudowującej się Zachodniej Europy. Tego nie dało się uniknąć. Dwa ustroje o tak różnych zasadach funkcjonowania i o tak bardzo zbliżonych, olbrzymich aspiracjach oraz o tak nakładających się docelowych strefach wpływów nie mogły żyć w koegzystencji. Zimna wojna zakończyła się w momencie rozpadu Związku Radzieckiego w 1991 roku.
Konkurencja obu bloków politycznych kilka razy doprowadziła do niebezpiecznych wydarzeń, które znacznie zagroziły pokojowi międzynarodowemu. Możemy do nich zaliczyć między innymi Konflikt Koreański w latach 1950-1953, Kryzys Kubański oraz Wojnę w Wietnamie. Mimo wszystko, zgodnie z tezą Johna Lewisa Gaddisa, uważam, że świat stał się lepszym i bezpieczniejszym miejscem właśnie dzięki Zimnej Wojnie. To ona rozwiązała pozornie nierozwiązywalny problem interakcji dwóch mocarstw niczym Wojna Secesyjna kwestię dominacji w USA.[4]
Aby lepiej przyjrzeć się przyczynom ustąpienia konfliktu, warto rozpocząć analizę od pozornie mało znaczących i odległych w czasie wydarzeń. Jedno z nich miało miejsce zaraz po zakończeniu II Wojny Światowej. Mimo dosyć uważnych obserwacji działań polityków świata kapitalistycznego, Józef Stalin nie zauważył zastawionej na siebie poważnej pułapki. W styczniu 1947 roku, dosłownie za plecami Wiaczesława Mołotowa, podczas negocjacji w Moskwie, ministrowie spraw zagranicznych Stanów Zjednoczonych, Francji, Wielkiej Brytanii i RFN stworzyli zalążek ideologiczny Planu Marshalla. W czerwcu tego samego roku, George Marshall wygłosił słynne przemówienie na Harvardzie dotyczące objęcia całej Europy finansowanym z budżetu Stanów Zjednoczonych planem odbudowy. Brak taktyki nieprzygotowanego na taki obrót spraw Stalina sprawił, że wpadł on prosto w sidła zastawione przez  Marshalla.[5] Początkowo, delegacje państw demokracji ludowych oraz Związku Radzieckiego zainteresowane ofertą Stanów Zjednoczonych udały się do Paryża w celu omówienia ich udziału w programie. W wyniku nieprzemyślanego działania, Stalin wycofał delegacje bloku wschodniego z rozmów i tym samym zbudował wizerunek siebie jako osoby tworzącej sztuczne podziały w Europie oraz wizerunek USA jako państwa przyjaznego i pomagającego wszystkim innym. Oczywiście, Stany Zjednoczone nie były przygotowane na przeznaczenie pieniędzy na pomoc dla całego bloku wschodniego. Taki wydatek mógłby nadwyrężyć zarówno budżet USA jak i zaufanie wyborców do administracji rządzącej Stanami Zjednoczonymi. Mimo wszystko, całe posunięcie było dokładnie przemyślane. Nie było miejsca na błąd. Stalin nie mógłby zgodzić się na przyjęcie takiej pomocy gdyż obaliłby tym samym kształtowany przez siebie wizerunek USA jako wroga ZSRR. Poza tym, zostałby zmuszony do wyjawienia prawdziwych informacji na temat gospodarek bloku wschodniego oraz mógłby raz na zawsze utracić wpływy w Europie Wschodniej i Środkowo-Wschodniej. Moim zdaniem, to wydarzenie było pierwszym krokiem ku zwycięstwu USA w konflikcie zimnowojennym, ponieważ od tej pory Stany Zjednoczone cieszyły się ugruntowaną pozycją w Europie, wyraźnie wyznaczając zasięg swojej strefy wpływów i zapobiegając eskalacji komunizmu w tym obszarze świata. Od tego momentu, Moskwa była niemal skazana na niepowodzenie a dalekosiężne plany Stalina wobec ekspansji komunizmu na zachód Europy spaliły się na panewce. Uważam, że już na samym początku Zimnej Wojny Plan Marshalla przeciągnął szalę zwycięstwa na stronę państw zachodnich i uniemożliwił trwanie konfliktu w nieskończoność.
W przeciwieństwie do USA, Związek Radziecki nie potrafił pokojowymi środkami utrzymywać pokoju w swojej strefie wpływów. Podczas konfliktu zimnowojennego doszło do kilku scysji na linii Moskwa – demokracje ludowe. Można do nich zaliczyć wydarzenia w Poznaniu i w Budapeszcie w 1956 r., Praska Wiosna 1968 roku oraz strajki stoczniowców w PRL. To one w wyniku reakcji łańcuchowej doprowadziły do erozji systemu komunistycznego w państwach bloku wschodniego i osłabiły dominującą pozycję ZSRR.
            Widoczną oznakę odprężenia na linii Waszyngton - Moskwa stanowiło powołanie KBWE - Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (później OBWE). Z pomysłu Adama Rapackiego zwołano organizację złożoną z przedstawicieli NATO i Układu Warszawskiego dla rozwiązywania konfliktów w Europie. Był to wyraźny znak, że żadna ze stron nie dąży do konfrontacji a groźba potencjalnego konfliktu jest niekorzystna dla wszystkich. Można to potraktować jako wyraz „zmęczenia” stron Zimną Wojną. W 1975 roku w helsinkach podpisano Akt Końcowy KBWE, który mówi o woli współdziałania mocarstw, państw europejskich (i nie tylko). Podczas rozmów w ramach Konferencji rozpoczęły się rokowania mające na celu wzajemną redukcję uzbrojenia obu bloków. Ten dialog przyczynił się do zakończenia Wyścigu Zbrojeń.
            Nieodzowną przyczyną rozpadu systemu zimnowojennego było zniszczenie jego dwubiegunowości. Cały konflikt drugiej połowy XX wieku opierał się na rywalizacji Związku Radzieckiego i Stanów Zjednoczonych o kontrolę nad strefami wpływów. Mimo niezaprzeczalnie najsilniejszej pozycji obu mocarstw, mniejsze i mniej znaczące państwa zaczynały odnajdywać sposoby jak wykorzystywać swoją pozycję do manipulacji gigantami. Przeważnie, taka taktyka opierała się na groźbie: „Jeżeli nie wspomożecie mojego reżimu, to na pewno upadnie a wtedy utracicie tutaj swoje wpływy na rzecz drugiego obozu”. Taki model postępowania cechował głównie: Koreę Północną, Koreę Południową, Tajwan, Wietnam Południowy, NRD. Przykładowo, Korea Północna utworzyła własny, niemający nic wspólnego z ZSRR, kult jednostki, istniała tylko dzięki pomocy gospodarczej komunistycznych sąsiadów lecz nie chciała integrować się z nimi. W przypadku nieotrzymania pomocy groziła Związkowi Radzieckiemu swoim upadkiem i zwycięstwem kapitalistów na półwyspie koreańskim. Nieco inny sposób manipulacji teoretycznie potężniejszym sojusznikiem obrały Chiny i Francja. Po dojściu do władzy de Gaulle’a w 1959 roku, Francja zaczęła odbudowywać swój wizerunek na arenie międzynarodowej rękami USA. Prezydent Republiki Francuskiej za wszelką cenę dowodził o kompletnej niezależności swojego państwa. Przyczynił się do zamrożenia rozmów na temat przystąpienia Wielkiej Brytanii do struktur europejskich, doprowadził do wystąpienia Francji z NATO i zmusił wojska USA do opuszczenia kraju oraz (mimo tego wszystkiego) domagał się zapewnienia Francji bezpieczeństwa przez Stany Zjednoczone i ich sojuszników. W przypadku Chin, kwestia bezpieczeństwa nie stanowiła już tak ważnej kwestii. Przywódca najludniejszego państwa na świecie z powodu ignorancji, tudzież z najzwyklejszego braku wyobraźni, nie zdawał sobie sprawy z tego, że ilość jego wojsk nie znaczy nic w porównaniu z arsenałami atomowymi Związku Radzieckiego i Stanów Zjednoczonych. Ta cecha charakteru w połączeniu z ambicją sprawiła, że Mao Zedong zaczynał prowadzić coraz bardziej niezależną politykę. Nieprzemyślane i odważne inicjatywy Chruszczowa z przełomu lat 50 i 60 XX wieku (takie jak budowa wspólnych radiostacji w Chinach oraz wspólna flota łodzi podwodnych) niezwykle dotknęły ambitnego przywódcę i przelały czarę goryczy. Kontakty na linii Moskwa – Pekin uległy ochłodzeniu a Chiny obrały własną, niezależną drogę komunizmu.[6]






            Oprócz tego, nie bez znaczenia pozostało przywództwo duszpasterskie Jana Pawła II podczas zimnej wojny. Wybór Polaka na tron Piotrowy stanowił element integrujący ludność świata zachodniego ze światem komunistycznym ponad wszelkimi podziałami politycznymi. Polityka Związku Radzieckiego i dyktatur państw bloku wschodniego miała na celu za wszelką przeszkodzić Kościołowi w mobilizacji społeczeństwa przeciwko tyranii władz. W owych czasach instytucja kościoła stanowiła jeden z niewielu nietykalnych ośrodków propagandy antykomunistycznej. Z tego oto względu Moskwa tak bardzo obawiała się działalności duszpasterskiej. Osoba Jana Pawła II wpływała niezwykle motywująco na ludzi, którzy sprzeciwiali się systemowi. Śmiało możemy do nich zaliczyć Lecha Wałęsę. Interpretując słowa Karola Wojtyły wypowiedziane podczas pielgrzymki w Polsce: „(…) Niech zstąpi duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej Ziemi” można pokusić się o stwierdzenie, że były one niejako sygnałem dla opozycji do czynnego działania w kierunku wyzwolenia Polski.
Rok 1989 przyniósł prawdziwy przełom w konflikcie zimnowojennym. Osłabienie Związku Radzieckiego w wyniku Pierestrojki Gorbaczowa coraz bardziej zachęcało opozycjonistów do śmiałych czynów. Ciąg wydarzeń zapoczątkowało powstanie Solidarności w 1980 roku. Związek zawodowy stanowił swoisty ruch oporu, który był inspiracją dla opozycji w innych państwach satelickich. Już w 1981 roku Biuro Polityczne KC KPZR zdecydowało, że w tym szczególnym przypadku nie może być mowy o interwencji wojsk Układu Warszawskiego przeciw rewolucji solidarnościowej gdyż w razie pacyfikowania robotników władza ZSRR straciłaby resztę szacunku w oczach narodu – oznaczało to definitywne zerwanie z doktryną Breżniewa.[7] Wobec gwałtownych starć aparatu bezpieczeństwa i strajkujących stoczniowców oraz coraz bardziej napiętej sytuacji, w lutym 1989 roku w Polsce doszło do negocjacji władzy z przedstawicielami opozycji. Rozmowy nazwano „Obradami Okrągłego Stołu”. Po stronie opozycyjnej zasiadali między innymi: Lech Wałęsa, Jacek Kuroń, Tadeusz Mazowiecki, Lech Kaczyński, Adam Michnik; po drugiej stronie: Czesław Kiszczak, Leszek Miller, Aleksander Kwaśniewski. W wyniku obrad utworzono Senat i uzyskano liczne ustępstwa na rzecz demokratyzacji państwa Polskiego. Za przykładem polskich opozycjonistów poszli działacze Czechosłowacji, Niemiec, Węgier, Bułgarii i Rumunii co w sposób lawinowy pociągnęło za sobą rozpad Związku Radzieckiego.
Kolejną kwestią wartą bardziej szczegółowego omówienia jest upadek Muru Berlińskiego i zjednoczenie Niemiec. Genezy sporu o miasto stołeczne możemy doszukiwać się w latach 1948-1949 kiedy to Józef Stalin zadecydował o pierwszej blokadzie Berlina Zachodniego. Jego celem było opóźnienie zjednoczenia zachodnich stref okupacyjnych i nadzieja na ‘zagłodzenie’ i wyniesienie się odciętych od dostaw Brytyjczyków, Francuzów i Amerykanów po zachodniej części miasta. Niestety, nieprzemyślane plany Stalina znów odwróciły się przeciwko niemu. Alianci szybko zorganizowali dostarczający zaopatrzenie ‘most powietrzny’ pomiędzy RFN a Berlinem Zachodnim, dzięki czemu zyskali wdzięczność mieszkańców stolicy Niemiec.[8] Od tego czasu do 1961 roku granica między Berlinem Zachodnim a Wschodnim była sukcesywnie umacniana z inicjatywy sowieckiej. Do czasu nałożenia całkowitej blokady w ruchu granicznym, Berlin Zachodni stanowił „szczelinę w Żelaznej Kurtynie”, dzięki której setki ludzi (również z Polski) przedostało się na zachód. Kolejnym elementem budującym podziały między Niemcami było ogłoszenie doktryny Hallensteina w 1955 roku. Doktryna ta stanowiła o nieutrzymywaniu stosunków z NRD (i z państwami, które uznają NRD) przez RFN oraz o prymacie RFN w kontaktach międzynarodowych z innymi państwami. W 1961 roku przerwano wszystkie połączenia komunikacyjne i między oboma częściami miasta i wzniesiono dzielący stolicę mur, który miał stanowić rzeczywistą i psychologiczną barierę oddzielającą dwa światy. Mimo tego, rok 1961 miał być punktem kulminacyjnym konfliktu. Od tego czasu sytuacja zaczęła się polepszać. Mieszkańcy podzielonego miasta mieli dość sytuacji narzuconej przez konkurujące mocarstwa. Pierwszymi przejawami ocieplenia nastrojów były deklaracje Nikity Chruszczowa na temat możliwości pokojowej koegzystencji między USA a Związkiem Radzieckim. Później, w 1972 nawiązano stosunki dyplomatyczne pomiędzy NRD a RFN co znormalizowało relacje dwustronne. W końcu, wobec akceptacji ZSRR i starań zachodnich przywódców, za rządów Ericha Honeckera i Helmuta Kohla doszło do zjednoczenia Niemiec i obalenia Muru Berlińskiego. Wtedy to upadł symbol podziałów między wschodem a zachodem.
Wiele z wcześniej wspomnianych wydarzeń, takich jak: wprowadzenie w życie planu Marshalla, bunty i demonstracje w państwach bloku wschodniego, utrata pozycji w bloku komunistycznym, działalność Jana Pawła II, powstanie Solidarności oraz upadek Muru Berlińskiego przyczyniły się do upadku Związku Radzieckiego – najpoważniejszej okoliczności zakończenia Zimnej Wojny. Oprócz wyżej wymienionych bodźców, warto wspomnieć również o działalności dwóch ważnych pierwszych sekretarzy KC KPZR – Leonida Breżniewa i Michaiła Gorbaczowa.
Pierwszy z nich zasłynął w polityce międzynarodowej jako sygnatariusz układów rozbrojeniowych SALT I i SALT II. Układy dawały niewielką przewagę militarną Związkowi Radzieckiemu, ale jednocześnie były krokiem naprzód w pojednaniu obydwu obozów.[9] Jednocześnie, w 1979 roku Breżniew wplątał ZSRR w wojnę w Afganistanie. Wysłał wojsko aby udzielić wsparcia niestabilnemu prokomunistycznemu rządowi. Poza tym, tego samego roku KGB otrzymało informację o rzekomym nawiązywaniu kontaktów z amerykańskimi władzami przez nowego przywódcę Afganistanu. Związek Radziecki ruszył ratować swoje interesy. Cała kampania okazała się gwoździem do trumny dla Związku Radzieckiego. Koszty prowadzenia wojny oraz sama porażka w konflikcie załamały gospodarkę i wizerunek ZSRR na arenie międzynarodowej. Agresja na Afganistan spotkała się ze zdecydowaną odpowiedzią ze strony USA. Jimmy Carter nałożył embargo na Związek Radziecki, ogłosił bojkot olimpiady w Moskwie i wycofał układ SALT II z senatu. Jego następca – Ronald Regan kontynuował twardą politykę wobec ZSRR. Zwiększył wydatki USA na zbrojenia, dzięki czemu wznowił zahamowany wcześniej wyścig zbrojeń zmuszając jednocześnie ZSRR do tego samego.[10] Było to coś czego gospodarka Związku Radzieckiego mogła nie wytrzymać.
Po objęciu władzy przez Michaiła Gorbaczowa w 1985 roku, rozpoczął się nowy etap dla Związku Radzieckiego. Pierwszemu Sekretarzowi udało się nawiązać przyjazne stosunki z Ronaldem Reganem oraz z Georgem Bushem. Po katastrofie w elektrowni atomowej w Czarnobylu, Gorbaczow zadecydował o zaprowadzeniu nowego porządku pod hasłami jawności i przebudowy (głasnost i pierestrojka) systemu. Uważał, że powszechne powielanie kłamstw i tuszowanie niedoskonałości nie służy niczemu dobremu. Tym samym, Pierwszy Sekretarz zniszczył podstawę, na której utrzymywał się chwiejny ustrój. Podczas szczytu w Waszyngtonie w 1987 roku podpisał układ o zniszczeniu wszystkich pocisków średniego zasięgu w Europie[11], pomniejszając tym samym zagrożenie konfliktu atomowego na Starym Kontynencie.






Niezwykły wpływ na kształtowanie się światopoglądu Gorbaczowa miał (słabo znany) amerykański sekretarz stanu George Shultz, który postawił sobie za cel wyperswadowanie (dosyć otwartemu na nowe pomysły) przywódcy ZSRR, że otwarcie rynku oraz gruntowne reformy są niezbędne dla Związku Radzieckiego. Prowadził nawet prywatne wykłady na temat zalet kapitalizmu dla Gorbaczowa i jego doradców.[12]
W 1989 roku Pierwszy Sekretarz KC KPZR początkowo nieoficjalnie, później już całkiem otwarcie przyznawał, że państwa bloku wschodniego mają wolną rękę w kształtowaniu własnej polityki. Nie sprzeciwiał się demontażowi zasieków na granicy Austriacko-Węgierskiej, liberalizacji Węgier, legalizacji Solidarności w PRL, powołaniu pierwszego niekomunistycznego rządu przez Tadeusza Mazowieckiego oraz upadkowi Muru Berlińskiego. Uważał to za nieuchronne. W lutym 1989 zakończył niechlubny konflikt w Afganistanie i wyprowadził stamtąd wojska ZSRR.
Rok 1991 przyniósł całkowite rozmontowanie Związku Radzieckiego. W wyniku rozpadu supermocarstwa powstało 15 nowych państw. Nie można powiedzieć, że proces odbył się całkowicie bez użycia siły. W lutym tego samego roku wojska sowieckie otworzyły ogień do demonstrujących Litwinów po tym jak stało się jasne, że Litwa opowiedziała się za niepodległością w wolnych wyborach. Wkrótce, drogę niezależności wybrały również pozostałe państwa Bałtyckie. W czerwcu, Borys Jelcyn został wybrany na prezydenta Republiki Rosji. Ósmego grudnia, razem z prezydentami Białorusi i Ukrainy (Stanisławem Szuszkiewiczem i Leonidem Krawczukiem) podpisał w Puszczy Białowieskiej dokument stwierdzający zakończenie działalności ZSRR jako podmiotu prawa międzynarodowego. Tym samym, zimna wojna zakończyła się z racji tego, że jedna z dwóch stron konfliktu najzwyczajniej przestała istnieć.
Można pokusić się o stwierdzenie, że konflikt zimnowojenny w dużej mierze doprowadził do znacznego rozwoju ludzkości pod wieloma względami. Pomijając aspekt militarny, zimna wojna przyspieszyła postęp nauki. Bardzo możliwe, że ludzkość nie poczyniłaby tak dużych kroków w eksploracji kosmosu oraz w rozwoju lotnictwa gdyby nie posiadała tak silnych bodźców. Konflikt zimnowojenny przyczynił się do postępu informatyzacji, przemysłu oraz badań nad wykorzystywaniem energii jądrowej.
Oprócz tego, zimna wojna nauczyła polityków, że potencjalny konflikt zbrojny mógłby zakończyć się totalną zagładą gatunku ludzkiego. Jedynym sposobem jego uniknięcia jest efektywny dialog i współpraca pomiędzy państwami. Przywódcy uświadomili sobie, że polityka „kija” taka jak ta stosowana wobec państw demokracji ludowych nie przysparza rządzącym sympatii ludu.
Zimna wojna miała również olbrzymie znaczenie dla państw wchodzących w skład oraz niegdyś zależnych od Związku Radzieckiego. Zjednoczyła podzieloną po II Wojnie Światowej Europę oraz w efekcie dała możliwość samostanowienia i wyrażania swojej opinii znacznie słabszym od dominujących mocarstw państwom. Mimo wszystko, zimna wojna wywarła największy wpływ na nowopowstałą po rozpadzie Związku Radzieckiego Federację Rosyjską. Ukształtowała jej mocarstwową pozycję w nowym ładzie świata.
Aby najlepiej oddać największą zasługę zakończenia konfliktu zimnowojennego, zacytuję słowa, które wypowiedział Michaił Gorbaczow po przekazaniu Borysowi Jelcynowi kodów do użycia broni jądrowej i po podpisaniu oficjalnego dekretu o rozwiązaniu Związku Radzieckiego: „Zakończyły się zimna wojna, wyścig zbrojeń oraz szalona militaryzacja naszego kraju, które zniszczyły gospodarkę, zniekształciły nasze myślenie i podkopały morale. Wojna światowa już nam nie zagraża.[13]


[1] Lewis Gaddis, Zimna Wojna. Historia Podzielonego Świata, Kraków 2009 s. 20
[2] Zapis rozmowy Stalina z Thorezem z 18 listopada 1947 r., w: Levering i In.,
Debating the Origins of the Cold War…, dz. Cyt., s. 174.
[3] John Lewis Gaddis, Zimna Wojna. Historia Podzielonego Świata, Kraków 2009 s. 24
[4] John Lewis Gaddis, Zimna Wojna. Historia Podzielonego Świata, Kraków 2009 s. 10
[5] John Lewis Gaddis, Zimna Wojna. Historia Podzielonego Świata, Kraków 2009 s. 47
[6] John Lewis Gaddis, Zimna Wojna. Historia Podzielonego Świata, Kraków 2009 s. 161-169
[7] John Lewis Gaddis, Zimna Wojna. Historia Podzielonego Świata, Kraków 2009 s. 257
[8] John Lewis Gaddis, Zimna Wojna. Historia Podzielonego Świata, Kraków 2009 s. 48
[9] John Lewis Gaddis, Zimna Wojna. Historia Podzielonego Świata, Kraków 2009 s. 234
[10] John Lewis Gaddis, Zimna Wojna. Historia Podzielonego Świata, Kraków 2009 s. 246, 255
[11] John Lewis Gaddis, Zimna Wojna. Historia Podzielonego Świata, Kraków 2009 s. 269
[12] John Lewis Gaddis, Zimna Wojna. Historia Podzielonego Świata, Kraków 2009 s. 270
[13] Gorbachev, Memoirs, dz. Cyt., s. XXXVIII.

Najważniejsze interesy i wyzwania polskiej polityki zagranicznej w ciągu najbliższych 4 lat


1.     Zadbanie o solidarność państw UE wobec ratowania strefy euro – Polska w przyszłości zamierza być członkiem strefy euro i czerpać korzyści z takiego członkowstwa. Wobec tego należy postarać się o to aby Euroland nadal rozwijał się stabilnie.

2.     W przyszłości integracja europejska powinna zachodzić przy szczególnym uwzględnieniu kwestii finansowych – nie powinno się przyjmować nowych członków nie spełniających europejskich standardów ani członków o niestabilnych gospodarkach. Należy również położyć duży nacisk na dopilnowanie przestrzegania tych samych zasad przez starych członków UE.








3.     Państwa europejskie powinny zacieśniać współpracę w wymiarze budowania wspólnej polityki zagranicznej wobec państw trzecich. Polityka zagraniczna jednego z państw UE wobec państwa trzeciego nie powinna być sprzeczna z interesem innego państwa UE – można podać przykład kooperacji Federalnej Republiki Niemiec z Federacją Rosyjską na płaszczyźnie budowy Nordstream, która godzi w interesy RP.

4.     Polska powinna aktywnie poszukiwać innego źródła importu gazu niż Rosja. Dalszy zakup gazu od Gazpromu może być związany z uzależnieniem polskiej gospodarki. Alternatywą dla nowego dostawcy może być intensyfikacja działań na rzecz eksploatacji polskich złóż gazu łupkowego – eksploatacja powinna być przeprowadzana we współpracy z firmami zagranicznymi, które posiadają znaczne doświadczenie na tej płaszczyźnie.

5.     Należy od nowa uregulować stosunki z UE i USA. Priorytetem dla Polski powinny być relacje z państwami Europy Zachodniej zamiast ze Stanami Zjednoczonymi, które to przestały interesować się naszą częścią świata i przestały traktować Polskę jako swojego strategicznego partnera.

niedziela, 8 maja 2011

Czwarta czy pierwsza władza? Media masowe w systemach politycznych

Francuski filozof epoki oświecenia- Monteskiusz wprowadził do nauki o polityce teorie głoszącą trójpodział władzy. Te władze to: władza ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza. W założeniu podmioty te nie powinny dążyć do dominacji nad pozostałymi władzami. W dobie oświecenia nie sposób było przewidzieć jak dużą rolę w systemie politycznym odegrają środki masowego przekazu, na które obecnie składają się: prasa, radio, telewizja czy Internet. Media nazywane są dziś powszechnie „czwartą władzą”. Uważam, że istnieją przesłanki, aby posunąć się o krok dalej, nazywając media ,,pierwszą władzą’’. Środki masowego przekazu mają wpływ na wszystkie pozostałe władze. Pełnią funkcję kontrolna nie pozwalając tym samym na nadużycia ze strony władzy ustawodawczej, wykonawczej czy sądowniczej.







 Media stają się oczyma ludzi. Kreują ich opinie. Ludzie chłoną informacje przekazywane przez telewizję, prasę czy Internat nie zastanawiając się co pomijają te ‘globalne oczy’. ,,Prawda… jest czymś, co się sprzedaje na aukcji temu, kto da więcej, jest sprzedawana i kupowana. Na światowym rynku idei coś staje się ‘prawdą’, jeśli możesz sprawić, że ludzie w to wierzą’’. (R. McChesney, Corporate media and the threat of democracy)
Media miały ogromny wpływ na opinie publiczną od dawna. Za przykład może posłużyć historia z roku 1898. Dwie amerykańskie gazety brukowe, chcąc zyskać czytelników, podawały na swoich łamach nowiny dotyczące złego traktowania amerykańskich kobiet w Hiszpanii. Prześcigały się w podawaniu informacji wyssanych z palca dotyczących brutalnych gwałtów i użyciu przemocy wobec amerykanek w Hiszpanii. Społeczeństwo amerykańskie wrogo nastawiło się do Hiszpanów. Kongres wypowiedział wojnę. Ogromnego wpływu wywieranego przez mass media na społeczeństwo możemy doszukać się także w zdarzeniu z 30 października 1938 roku, które miało miejsce w Stanach Zjednoczonych. Słuchowisko przygotowane przez Orsona Wellesa i Mercury Theatre przedstawione w atmosferze napięcia społecznego zostało potraktowane przez radiosłuchaczy jak rzeczywisty reportaż z inwazji Marsjan na Ziemie. W niektórych dzielnicach Nowego Jorku ludność w panice zaczęła ewakuować swe mieszkania i opuszczać miasto. Niektórzy mieszkańcy ulegli tak dalece tej psychozie, iż przysięgali policji i redakcjom iż widzieli na własne oczy inwazję Marsjan Byli tacy, którzy zapewniali, iż widzieli Marsjan na dachach własnych domów. Niebywałe wprost rozmiary przybrała panika w dzielnicy murzyńskiej Nowego Jorku Harlem, gdzie tłumy murzynów z dzikim krzykiem przebiegały ulice, tratując się nawzajem. Kolejnym przykładem na ogromną władzę mediów jest reżim hitlerowski i przejęcie przez Hitlera steru nad mediami. Pomogło mu to w przekazywaniu i rozpowszechnianiu nieobiektywnych informacji, które miały na celu zmotywować społeczeństwo do stania się posłusznymi jednostkami totalitarnymi. Hitler od początku swojej działalności specjalizował się w tematyce antysemickiej, rozprowadzał ulotki, wydawał gazetę. Już w Mein Kampf doceniał rolę propagandy jako środka do osiągnięcia celu, którym była władza. Hitler miał cały sztab ludzi (w tym plastyków i dekoratorów) zarówno do tworzenia ideologii jak i wprowadzania jej w życie. Do rozpowszechnienia ideologii zaczęto używać wyprodukowane specjalnie w tym celu radia, odbierające tylko jedną częstotliwość. Korzystano także z kina, gdzie prezentowano filmy sportowe (z umięśnionymi, jasnowłosymi Aryjczykami). W mediach mogą zostać usuwane informacje, które mogą zachwiać monopolem. Za przykład posłużyć nam mogą media w czasach PRL-u. Eliminowano opinie niepasujące do oficjalnej interpretacji rzeczywistości upowszechnionej przez partyjne pasy transmisyjne. Nie pozwalano na krytyczne opinie wobec partii. PRL przedstawiano w propagandzie jako dziesiątą potęgę gospodarczą na świecie. Kraj płynący mlekiem i miodem. Fakty, które świadczyły o tym, że było inaczej ukrywano. Nie podawano do opinii publicznej informacji o rosnącym odsetku alkoholików, łapówkarzy, ubóstwa. Tego rodzaju zjawiska były w propagandzie PRL-u zarezerwowane dla zepsutego świata kapitalistycznego. Z drugiej strony warto wspomnieć o Radiu Wolna Europa, które zostało założone w 1949 roku w Nowym Jorku. Głównym jego założeniem było propagowanie idei demokratycznych, które miały doprowadzić do wyparcia komunizmu. Nie podobało się to władzom komunistycznym, które podjęły walkę z Radiem. Zagłuszano audycje. Rok 1989 przyniósł zwycięstwo. W ogromnej mierze stoi za tym Radio Wolna Europa, choć nie wszyscy zdaja sobie z tego sprawę. Społeczeństwo nie mogło pozwolić na to, aby dyktatura w dalszym ciągu uniemożliwiała dostęp do informacji. Wygrała szeroko rozumiana wolność.







Ogromną wówczas rolę odegrało także radio Adventist World Radio, które rozpoczęło swą działalność w roku 1971. Docierało z Ewangelią do ludzi mieszkających w krajach bloku wschodniego.
Środki masowego przekazu w państwach totalitarnych zaliczają się do najmniej wolnych. Szczególnym przypadkiem jest tutaj Korea Północna. Cenzurowane są zarówno informacje wychodzące jak i przychodzące. Pomimo że Konstytucja gwarantuje swobodę wypowiedzi i wolność prasy, w praktyce przepisy te nie są stosowane. Na terytorium państwa jedynym źródłem informacji pozostaje państwowa agencja informacyjna Korean Central News Agency. Artykuły w prasie winny być prorządowe i propartyjne. Wypowiedzi muszą wychwalać prezydenta i przedstawiać go jako wielkiego przywódcę. Media podające informacje na temat kryzysów gospodarczych są całkowicie zakazane. Kolejnym przykładem środków masowego przekazu w państwie totalitarnym są media w Libii. Mummar Kadafi oskarżył media zagraniczne o liczne kłamstwa, zawyżanie liczbę ofiar zamieszek w Libii. Do tej pory jedyną telewizją była tam Al-Dżazira. Jednak od jakiegoś czasu widoczny jest przełom. Od lutego 2011 działają tam: niezależne radio i dwie niezależne gazety
Media odgrywają również ogromną rolę podczas kampanii wyborczych. Dla polityków, którzy chcą mieć szansę na wygraną niezwykle ważne jest zaistnienie w mediach. Politycy często wykorzystują telewizje jako medium służące do prowadzenia reklamowych kampanii politycznych. Należy wspomnieć o coraz prężniej działającym marketingu wyborczym. Najczęstszą formą promocji są spoty reklamowe, które prezentują kandydatów. Partie polityczne i kandydaci nie mają jednak wpływu na to jak ich kampania jest przedstawiana w wiadomościach. Negatywny sposób przedstawiania przez prasę kandydatów ma duży wpływ na opinię publiczną, a wyborcy są zdegustowani oraz z góry zniechęceni do kandydatów, na których mają głosować. W każdych wyborach jednym z najpoważniejszych zadań kandydatów należy kreowanie swojego dobrego image’u wśród wyborców. Lepiej wylansowani pretendenci, mający dopracowany PR wygrywają wybory niezależnie od przedstawianego programu. Kandydaci coraz śmielej poczynają sobie w cyberprzestrzeni. W okres poprzedzający wybory portale internetowe zalewane są banerami prezentującymi uśmiechnięte twarze polityków. Cele jakie politycy stawiają sobie w internetowej kampanii wyborczej to przede wszystkim zapewnienie bezpośredniej i swobodnej komunikacji z potencjalnymi wyborcami, ogólnodostępnego przekazu informacyjnego. Zwolenników w Internecie mają zwłaszcza partie o wykształconym elektoracie. Rola Internetu w kampaniach wyborczych ma tendencje wzrostową.
Na poparcie mojej tezy, że media masowe są obecnie pierwszą władzą posłużę się przykładami, gdzie media miały przewagę nad judykaturą, legislaturą i egzekutywą Wygrana środków masowego przekazu nad judykaturą to między innymi sprawa ordynatora Mirosława Garlickiego, ordynatora szpitala MSWIA. Został zatrzymany przez CBA 12 lutego 2007 roku pod zarzutem łapówkarstwa oraz zabójstwa z zamiarem ewentualnym. Kontrowersyjne były już same okoliczności zatrzymania Mirosława Garlickiego w świetle kamer. Film z zatrzymania ujawniono na wspólnej konferencji Prokuratora Generalnego i szefa CBA a „Wiadomości” emitowały go w dniu Noworocznego orędzia Lecha Kaczyńskiego. Mówiąc o aresztowaniu Prokurator Generalny oświadczył, że "już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie". Lekarz spędził w areszcie trzy miesiące, po których sąd apelacyjny nakazał zwolnienie go, uznając zarzut zabójstwa za mocno wątpliwy. Śledztwo w tej sprawie jest prawomocnie umorzone - sąd stwierdził, że kardiochirurg nie chciał zabijać, lecz ratował pacjentów. Choć wyrok sądu był przychylny ordynatorowi to nagonka jaką media prowadziły przeciw lekarzowi całkowicie zniszczyła jego dobry wizerunek w oczach społeczeństwa. Byli pacjenci wypowiadają się pozytywnie na temat Mirosława Garlickiego i wszyscy zgodnie twierdzą, że ordynator łapówek nie przyjmował. Jednak na nowych pacjentów lekarz nie ma co liczyć, ponieważ media wykreowały jego wizerunek jako łapówkarza, zabójcy i przestępcy. Środki masowego przekazu wydały na niego swój własny wyrok, który wziął górę nad uniewinniającym wyrokiem sądowym. Media masowe mają także przewagę nad egzekutywą. Za przykład posłuży nam nagłośniona w środkach masowego przekazu afera gruntowa, która wybuchła w Polsce latem 2007, doprowadzając do dymisji wiceprezesa Rady Ministrów i ministra rolnictwa Andrzeja Leppera 9 lipca 2007. W połączeniu z seksaferą, jaka miała miejsce w Samoobronie skompromitowała całkowicie byłego Ministra niszcząc jego wizerunek. Społeczeństwo polskie jest nastawione negatywnie do Samoobrony. Media wpływały także na poparcie społeczeństwa dla partii. Afera Rywina jest jedną z największych afer korupcyjnych. Skandal wybuchł na tle propozycji korupcyjnej, którą Lew Rywin złożył Adamowi Michnikowi 22 lipca 2002. Aferę por raz pierwszy opisano na łamach czasopisma ‘’Wprost’’ jednakże pozostało to bez echa. Rozgłos aferze nadała dopiero publikacja 27 grudnia 2002 roku w "Gazecie Wyborczej" artykułu Pawła Smoleńskiego pt. "Ustawa za łapówkę czyli przychodzi Rywin do Michnika" oraz upublicznienie (niepełnego, jak się później okazało) stenogramu rozmowy między Adamem Michnikiem a Lwem Rywinem. Trzy lata po tej publikacji Paweł Smoleński na łamach miesięcznika "Press" przyznał się do popełnienia błędów przy pisaniu tego artykułu. Należy zaznaczyć, że Adam Michnik jest redaktorem naczelnym ,,Gazety Wyborczej’’. Afera była bardzo szeroko komentowana w mediach. Oskarżenia zostały rozciągnięte na cały Sojusz Lewicy Demokratycznej, w mediach kilkakrotnie nazwano Sojusz ,,partią przestępczą’’. Poparcie dla SLD spadło wówczas bardzo gwałtownie.

Katarzyna Sipika

sobota, 5 marca 2011

Szansa dla Libii

Czy libijscy rebelianci poradzą sobie z krwawym reżimem Kadafiego? Tego samego, który w 1999 roku w Algierze postulował powołanie Unii Afrykańskiej, opartej na zasadach demokracji. Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. Zrywy wyzwoleńcze w krajach arabskich, które popchnęły Libijczyków do walki o swą wolność, stają się coraz słabsze na północy Afryki. Jedynie Libia wydaję się być ostatnim bastionem walki o swoje prawa. Zgodnie z teorią demokracji według Dahla, to środowisko wywiera najsilniejszy wpływ na utrzymujące się nastroje - totalitarne, demokratyczne czy rewolucyjne.







Wobec słabnącego zapału państw ościennych, rebeliantom walczącym o wolność Libii może być coraz ciężej. Według mnie cała rewolucja dostaje zadyszki usiłując w pojedynkę stawić czoła Goliatowi. Rebelianci oczekują na pomoc od USA, Unii Europejskiej i opinii publicznej - ta niestety nie nadchodzi. Oprócz tego, sam dyktator wydaję się być bardzo pewny siebie. Cały czas mam przed oczami jego wypowiedź przed kamerami. Gdy redaktor spytał się Kadafiego czy zamierza opuścić Libię, ten prychnął śmiechem. Odsunięcie tyrana od władzy może nie być takie proste. Życzę rebeliantom dużo wytrwałości.

czwartek, 3 marca 2011

Zagrożenia dla bezpieczeństwa narodowego w Polsce

W mojej prezentacji pragnę zwrócić uwagę na ekonomiczne, społeczne, militarne oraz polityczne aspekty zagrożeń dla bezpieczeństwa narodowego Polski.

Według słownika nauk społecznych, bezpieczeństwo oznacza stan poczucia spokoju oraz braku zagrożeń. Zapewnia zaspokojenie potrzeb takich jak istnienie, przetrwanie lub posiadanie. W związku z tym brak bezpieczeństwa prowadzi do wszelkiego rodzaju niepokojów i lęków. Bezpieczeństwo narodowe jest pojęciem z kategorii egzystencjalnych potrzeb i interesów społeczności ludzkich zorganizowanych w państwo. Ten stan można uzyskać dzięki odpowiednio zorganizowanej ochronie przed zagrożeniami militarnymi i niemilitarnymi, wewnętrznymi i zewnętrznymi, jak również politycznymi i społecznymi, przy użyciu sił i środków pochodzących z różnych dziedzin działalności państwa.







Na wstępie warto wspomnieć, że Rzeczpospolita jest suwerennym państwem o dogodnej lokalizacji geopolitycznej. Uczestnictwo w sojuszu Północnoatlantyckim i przystąpienie do Unii Europejskiej dały naszej ojczyźnie poczucie bezpieczeństwa militarnego oraz ekonomicznego. Niewątpliwie ważnym czynnikiem stanowiącym gwarancję bezpieczeństwa Polski jest sojusz ze Stanami Zjednoczonymi, z którymi od grudnia 2008 r. Rząd Rzeczpospolitej Polski prowadzi ścisłą współpracę naukowo-techniczną, przemysłową oraz gospodarczą (od kiedy Minister Gospodarki Waldemar Pawlak podpisał zarządzenie projektu powołującego Zespół ds. współpracy między wymienionymi państwami).

Niemniej jednak bezpieczeństwo naszego kraju zależy w największym stopniu od zdolności do radzenia sobie z problemami , które stoją przed Polską. Te wyzwania stanowią konsekwencję przemian ekonomiczno – społecznych, demograficznych oraz ściśle powiązanych ze sobą procesów politycznych.

Zagrożenia ekonomiczne

We współczesnym świecie, wśród pogłębiających się zależności gospodarczych, Polska musi stawić czoło zagrożeniom płynącym z sytuacji na rynku Jak wiadomo, w dobie kryzysu, za wszystkie błędy trzeba płacić surową karę – najlepszym przykładem tego są państwa Europejskie, które poprzez nieodpowiednie działania gospodarcze przeżywają okres recesji.

Dzięki odpowiednim krokom podjętym przez obecny Rząd, Polska stanowi jedyną „zieloną wyspę” wśród państw starego kontynentu, dzięki czemu względnie stabilnie przechodzi przez światowy kryzys. Niemniej jednak, aspekty takie jak:
- dziura budżetowa
- rozwarstwienie społeczne
- zagrożenia monopolem wielkich korporacji
- zagrożenia branż strategicznych
- system opieki zdrowotnej i system emerytalny
nadal stanowią poważne problemy.

Od czasu przystąpienia Polski do UE nasila się proces rozwarstwienia społecznego, które oscyluje w granicach 0.35 – 0.36 indeksu Giniego (dla lepszego zrozumienia 0 oznacza cały dochód w kraju podzielony po równo, a 1 – cały dochód w rękach jednej osoby). W porównaniu do państw Europy zachodniej wypada to słabo; dla zestawienia: Szwecja (0.23), Finlandia (0.25), Czechy (0.26), Austria (0.26). Ludzie bogaci stają się jeszcze bogatsi a biedni jeszcze biedniejsi. Jest to charakterystyczne dla państw rozwijającego się systemu kapitalistycznego. Należy również zwrócić uwagę na to, iż tego typu zjawisko zachodzi nie tylko między ludźmi, ale również na skalę regionalną, (wyraźnie zaznaczają się różnice w zamożności pewnych regionów Polski, np. Mazowsze i Podlasie) gdyż nie podejmuje się odpowiednich kroków aby wspierać biedniejsze województwa. Zwiększające się różnice w zamożności i poziomie życia obywateli oraz dystans miedzy poszczególnymi regionami Polski mogą wywołać napięcia, przyczyniając się do zmniejszenia spójności społeczeństwa.

Dużym zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego RP, zaliczanym do zagrożeń zewnętrznych są wpływy innych państw lub korporacji w strategicznych sektorach gospodarki Polski. Należało by do nich zaliczyć przemysł zbrojeniowy, wydobywczy (zwłaszcza węgla i miedzi), lotniczy, elektroniczny oraz paliwowo-energetyczny. W procesach prywatyzacyjnych rząd nie powinien dopuścić
do utraty kontroli nad pakietem większościowym danego przedsiębiorstwa czy gałęzi gospodarki. Sam fakt pochodzenia 90 % dostaw ropy i gazu do Polski może powodować poważne komplikacje w przyszłości. W tym przypadku zagrożenia ekonomiczne przenikają się z politycznymi.







Problem także występuje z rynkami kapitałowymi. Polscy inwestorzy nie są atrakcyjnymi partnerami do prowadzenia wspólnych przedsięwzięć, natomiast Polska, przy jej skomplikowanym systemie podatkowym, zawiłym prawie nie jest szczególnie atrakcyjnym rynkiem dla inwestorów z zagranicy.

Wedle planu strategii bezpieczeństwa narodowego Polski do najważniejszych niebezpieczeństw można zaliczyć zmiany demograficzne, na które składają się: wysoka skala emigracji oraz niski przyrost naturalny. Według szacunków GUS w latach 2004 - 2007 na emigrację wyjechało ok. 1,5 miliona Polaków, co w połączeniu z niskim przyrostem naturalnym powoduje starzenie się społeczeństwa. Konsekwencją tego typu zjawisk w przyszłości może być załamanie i tak już zachwianego systemu emerytalnego (uważanego za jeden z dwóch najsłabszych punktów w naszym systemie obok służby zdrowia).Do najczęstszych przyczyn opuszczania Polski na stałe należą:
- brak zatrudnienia
- niskie zarobki (w tym chęć szybkiego dorobienia się majątku)
- chęć kontynuacji nauki za granicą
- przyczyny polityczne (co dotyczy raczej czasów PRL-u)
- walory turystyczne

Zagrożenia społeczne

Należy również zwrócić uwagę na społeczny aspekt tego problemu. Malejący poziom zastępowalności pokoleń spowoduje, że aby utrzymać tempo rozwoju gospodarczego, Polska będzie potrzebowała siły roboczej pochodzącej z poza naszych granic. W ciągu ostatnich kilku lat na kontynent Europejski przybywa więcej imigrantów niż do USA czy do Australii (krajów opierających się na imigrantach). Od 1990 roku do Europy sprowadziło się 26 milionów imigrantów; dla porównania w tym samym czasie do USA - 20 milionów. „Polska musi dokonać wyboru – albo otworzy drzwi dla imigrantów i będzie iść z duchem postępu, albo je zamknie i da się prześcignąć ekonomicznie innym państwom.” – tak wypowiada się Stefan Theil, redaktor Newsweek’a. Mimo wszystko należy pamiętać o konsekwencjach wszelkich ruchów. Rząd RP musi zdać sobie sprawę z zagrożenia, jakie może stanowić dla obywateli Polski podjęcia polityki sprzyjającej imigrantom,. Przykładów nie trzeba szukać daleko. Od kilku lat mieszkańcy Łomży domagają się zamknięcia ośrodka dla uchodźców. Łomżanie nie potrafią żyć w zgodzie wraz ze stale powiększającą się społecznością Czeczeńską (ludźmi często oskarżanymi o kradzieże i pobicia). Duża różnica w mentalności i w kulturze cudzoziemców stoi na przeszkodzie w integracji z rodowitymi, przywiązanymi do tradycji, konserwatywnymi mieszkańcami. Podobnie jak w tym przypadku, w większości państw Europejskich dużą liczbę stanowią imigranci pochodzenia muzułmańskiego. W związku z tym należy zastanowić się czy Polacy, podobnie jak Francuzi czy Belgowie, są gotowi żyć obok cudzoziemców tak odmiennych kulturowo i czy nie przysporzy im to poczucia zagrożenia.

Ponadto, trzeba mieć na względzie, iż imigranci Muzułmańscy (podobnie z resztą jak imigranci pochodzenia Azjatyckiego) tworzą zwykle zamknięte społeczności. Niektórzy z nich demonstrują zachowania kulturowe nie akceptowane przez polskie społeczeństwo. Na tym tle mogą powstawać różne napięcia i zagrożenia bezpieczeństwa wewnętrznego.

Nie można zapominać również o agresywnych ideologiach, które są obecne w społeczeństwach na całym świecie. Historia naszego kraju bardzo dobrze ilustruje to do czego doprowadził nazizm i komunizm w zeszłym stuleciu. Skupiając się na współczesnych czasach, aktualnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego Polski jest fundamentalizm religijny. Jego źródeł można upatrywać w procesach modernizacyjnych właściwych nowoczesności. Dotyczy przede wszystkim dbałości o przestrzeganie niezmiennych i wiecznych doktryn wiary. Z drugiej strony niesie za sobą niebezpieczeństwo konfliktu dla ludzi konserwatywnie wyznających różne wartości. Nie chodzi tu tylko o przedstawicieli Islamu (kojarzonych przeważnie z terrorystami) lecz również o przedstawicieli kościoła Katolickiego, którzy często ingerują w politykę.

Zagrożenia militarne i polityczne

Oprócz tego dużym zagrożeniem są agresywne ideologie powiązane z fundamentalizmem Islamskim. Przykładowo według teorii Sulaimana Abu Ghaith (jednego z najbardziej poszukiwanych funkcjonariuszy Al.-Kaidy) „Muzułmanie mają prawo zabić 4 miliony Amerykanów, w tym 2 miliony dzieci, dwukrotnie więcej wypędzić z domów oraz setki tysięcy okaleczyć. Ponadto ich prawem jest walczyć z amerykanami bronią biologiczną i chemiczną aby odczuli identyczne śmiertelne dolegliwości jakie odczuwali muzułmanie zaatakowani amerykańską bronią biologiczną. Ameryka rozumie tylko język siły (…) nie zna języka dialogu ani pokojowego współistnienia.” Ponadto według artykułu Marka Rybarczyka (redaktora Newsweeka) w dzisiejszych czasach dla Polski i jej sojuszników istnieje większe zagrożenie atakiem terrorystycznym niż agresji ze strony innego państwa (Iranu, Korei czy Chin). Walka z międzynarodowym terroryzmem, wypowiedziana przez USA po 11 września 2001 r. do tej pory nie przynosi wymiernych skutków – wręcz przeciwnie; stwarza atmosferę ciągłego zagrożenie dla członków koalicji.

Kolejnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego Polski są, niejednokrotnie wspierające terroryzm, umacniające się rządy autorytarne i totalitarne na świecie. Rzeczpospolita jako sojusznik USA jest w strefie potencjonalnego zagrożenia ze strony tych państw i musi liczyć się z ewentualnością podjęcia obrony.
Według Strategii bezpieczeństwa narodowego Polski „Potencjalnym zagrożeniem dla interesów Polski byłoby załamanie procesu integracji europejskiej na skutek powrotu państw do podejmowania działań wyłącznie przez pryzmat interesów narodowych”. Przykładem takiego działania jest podpisanie umowy na temat Gazociągu Północnego „Nord Stream” między Niemcami a Rosją mimo konfliktu z interesami jednego z członków UE – Rzeczypospolitej.


Oprócz tego, niebezpieczeństwem dla Polski jest przestępczość zorganizowana. Otwarte granice po realizacji postanowienia Układu z Schengen stanowią duże ułatwienie dla handlarzy narkotyków z państw, w których te używki są dostępne legalnie oraz dla innych przemytników (alkoholu, broni, samochodów i części samochodowych)

Podsumowując, bezpieczeństwo narodowe Polski zależy przede wszystkim od zaspokojenia potrzeb ekonomicznych, społecznych, militarnych oraz politycznych państwa. Można stwierdzić, iż większość przedstawionych zagrożeń współoddziałuje i przenika się wzajemnie. Odpowiednia ochrona interesów Rzeczpospolitej stanowi poważną kwestię, w której wszystkie działy administracji rządowej powinny podjąć właściwe środki, oraz we współpracy zapobiegać wskazanym niebezpieczeństwom.

Bibliografia
Strategia bezpieczeństwa narodowego Rzeczypospolitej Polski, 2007
J. Danilewicz, „Goście się wynoście”, Newsweek 12/2010
S. Theil, „Miejsce dla imigranta”, Newsweek 12/2010
M. Rybarczyk „Czego naprawdę boi się Obama”, Newsweek 17/2010
O. Dębowska „Migracje – wynik aktualnych badań” 2007
P. L. Wiliams „Al-Kaida”


Maciej Przychodzeń

niedziela, 27 lutego 2011

Kosowo

Kosowo, czyli dziel i rządź

Autorem artykułu jest Tomasz Kober



Zmiany geopolityczne zachodzące na Półwyspie Bałkańskim po załamaniu się systemu komunistycznego należy oceniać w dużym stopniu przez pryzmat mocarstwowej gry politycznej.

Lokalne nacjonalizmy nie były jedyną przyczyną upadku jedności Jugosławii i powstania kilku oddzielnych państw, które teraz rozbija się na jeszcze drobniejsze części. W roku 1999 NATO bombardowało Serbię pod pozorem ochrony ludności Kosowa. W roku 2006 pokojowo od Serbii oderwała się Czarnogóra. Znacząca odrębność etniczna jej mieszkańców jest często kwestionowana, mimo to udało im się stworzyć niezależne państewko. Najgłośniejsza jednak jak dotąd była sprawa ogłoszenia niepodległości przez Kosowo 17 lutego 2008 roku, co spotkało się z aprobatą nie tylko USA, ale również największych państw Unii Europejskiej. Polska natomiast jako pierwsze państwo słowiańskie uznała rozbiór Serbii. Nowy kraj jest obecnie jednym z najbiedniejszych obszarów w Europie i nie ma szans przetrwać bez pomocy z zewnątrz. Kolosalne znaczenie mają dotacje amerykańskie i wsparcie militarne dla UCK, czyli lokalnej formacji militarnej. W ten sposób Ameryka buduje sobie wpływy w nowoutworzonych państewkach postjugosłowiańskich. Chodzi o bazy wojskowe, porty i lotniska, a jednocześnie pokazanie państwom Unii, że samodzielnie nie są w stanie działać nawet „na własnym podwórku” (głównie kampania z 1999 roku).

Przyszłość Kosowa nie jest do końca jasna – możliwe jest jego połączenie się z Albanią, choć z drugiej strony taki rozwój wypadków mógłby spowodować wstrzymanie amerykańskich dotacji lub konieczność dzielenia ich na więcej ludzi. Już teraz na tym obszarze praktycznie rządzą grupy mafijne, a w przyszłości Kosowo może stać się jednym z tzw. upadłych państw, matecznikiem przestępczości, przemytu broni i narkotyków oraz islamskiego ekstremizmu. Należy też pamiętać, że UCK aktywnie działa także w południowych krańcach Serbii pod nazwą UCPMB (Armia Wyzwolenia Preševa, Medvediji i Bujanovaca), jak również w Czarnogórze i w zachodniej Macedonii, zamieszkałej przez Albańczyków. Oprócz tego cała północna część obecnej Serbii, to autonomiczny okręg Vojvodina, w którym co bardziej radykalnie usposobieni mieszkańcy chcieliby czegoś więcej niż autonomia.

Tak, więc precedens Kosowa może okazać się groźny dla stabilności politycznej różnych obszarów nie tylko w Europie, a potrzeba „ochrony mniejszości narodowych” lub „praw człowieka” może służyć jako uzasadnienie w rozbijaniu jednych państw przez inne i grabienie ich ziem. Tak jak Układy Monachijskie w roku 1939 nie powstrzymały Hitlera, tylko zachęciły go do dalszych agresji, tak samo casus Kosowa oznaczać może tylko wstęp do dalszych konfliktów na Bałkanach. Głos Polski jest oczywiście nieistotny w tej kwestii jednak jej oficjalne poparcie dla kosowskich separatystów ma wymiar nie tylko symboliczny, ale składa się na ogół międzynarodowego przyzwolenia dla tego rodzaju polityki. Ciężko stwierdzić co kierowało polskimi politykami wyrażającymi poparcie dla Kosowarów, tym bardziej, że nasz kraj nie będzie miał żadnych korzyści z rozbijania państwa serbskiego, w przeciwieństwie do USA czy interesów Niemiec. Pocieszający jest fakt, że większość społeczeństwa polskiego nie popiera stanowiska swojego rządu i solidaryzuje się z Serbami.

---

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl