Strategia Bezpieczeństwa Narodowego
USA to dokument opublikowany 27 maja 2010 roku. Prezentuje on priorytety
administracji Baracka Obamy dotyczące zapewniania bezpieczeństwa USA w wymiarze
wewnętrznym i zewnętrznym. W przeciwieństwie do poprzedniej Strategii, nowy
dokument stanowi o nieco innym podejściu administracji USA do kwestii
islamskiego terroryzmu. Obecna Strategia z 2010 roku nie posługuje się anty-islamską retoryką kreującą wizerunek muzułmanów jako wrogów Stanów
Zjednoczonych.
Mimo
wszystko, można zaobserwować niepokojące opinię publiczną zachowania odnoszące
się do muzułmanów zamieszkałych w USA i poza granicami kraju. Moim zdaniem,
takie zachowanie jest nie tylko sprzeczne ze Strategią Bezpieczeństwa Narodowego
USA, pierwszą poprawką do Konstytucji Stanów Zjednoczonych ale także z ogólnie
przyjętymi i promowanymi przez USA zasadami niedyskryminacji mniejszości
religijnych.
Najlepszym
przykładem na potwierdzenie moich słów są
informacje, które ukazały się w maju tego roku. Okazało się, że na
kursach doszkalających oficerów średniego szczebla i pracowników rządowych w
zakresie planowania i prowadzenia wojny prezentowano treści, które w znacznym
stopniu zaprzeczały Strategii Bezpieczeństwa Narodowego USA z 2010 roku.
Podpułkownik Matthew Dooley uczył swoich kursantów m.in., że „cały islam – a
nie tylko terroryści muzułmańscy – jest wrogiem Ameryki”. Uznawał teoretyczną
możliwość zniszczenia świętych miast Islamu w przypadku kolejnego konfliktu w
Azji. W wyżej wymienionych zajęciach udział wzięło ok. 800 oficerów. Oprócz
tego, wyszło na jaw, że w specjalnych szkoleniach dla FBI również padały treści anty-islamskie. Nauczano, że: „im bardziej pobożny Muzułmanin, tym większe prawdopodobieństwo,
że jest agresywny”.
Innym
przykładem jawnej dyskryminacji muzułmanów po ukazaniu się dokumentu z 2010
roku był incydent z Tenesse z maja 2011 roku. Dwóch imamów: Masudur Rahman i
Mohamed Zaghloul w tradycyjnych strojach muzułmańskich chciało przedostać się
drogą powietrzną na konferencję poświęconą (o ironio losu) uprzedzeniom wobec
mniejszości muzułmańskich. Mimo braku powodów zatrzymania (mężczyźni bez
problemu przeszli kontrolę na lotnisku) zostali oni wyproszeni z samolotu przez
pilota, który odmówił startu z nimi na pokładzie. Pracownicy TSA poprosili
dwóch muzułmanów o opuszczenie maszyny.
Podobna
sytuacja spotkała rodzinę urodzonych w Stanach Zjednoczonych muzułmanów na
lotnisku w Fort Lauderdale. Tradycyjnie ubrani rodzice wraz z półtoraroczną
córką wybrali się w podróż powrotną do rodzinnego New Jersey. Niestety,
pracownicy TSA uniemożliwili przelot rodzinie ze względu na rzekomy status osoby
poszukiwanej… ich córki. Na hali odlotów urządzono istną scenę a rodzina
została publicznie upokorzona.
Oczywiście,
we wszystkich wyżej wymienionych przykładach, zwierzchnicy osób które dopuściły
się dyskryminacji zostali zmuszeni do publicznych przeprosin. Mimo wszystko,
warto postawić sobie pytanie: Co znaczą przeprosiny dla osoby napiętnowanej
publicznie? Czy zaprzestanie praktyk dyskryminacyjnych w jednej materii
powstrzyma takie praktyki w innej? Czy ataki terrorystyczne z 11 września 2001
roku i długotrwałe stosowanie anty-islamskiej retoryki przez administrację
George’a Busha nie spowodowały nieodwracalnych zmian w mentalności Amerykanów?
Moim
zdaniem, administracja Baracka Obamy nie powinna ograniczać się do zapisanych w
Strategii Bezpieczeństwa Narodowego USA deklaracji dotyczących pokojowego
współistnienia z cywilizacją islamską. Istnieje konieczność wprowadzenia
specjalnych uregulowań, które zapewnią równe traktowanie mniejszości, która
według danych z początku maja 2012 roku stanowi już ponad 2,6 miliona
mieszkańców USA. Administracja powinna pamiętać, że muzułmanie również stanowią
część „kotła amerykańskiego”. Jeżeli ten fakt zostanie pominięty, Stany
Zjednoczone wybiorą ścieżkę pomijania wartości, które przez długi czas
kształtowały ich naród.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz