Wyszukiwarka google

Twoja wyszukiwarka

czwartek, 19 lipca 2012

Komentarz do strategii bezpieczeństwa USA dotyczący więzienia Guantanamo

27. maja 2010 roku została opublikowana Strategia bezpieczeństwa USA. Dokument ten w znacznym stopniu odcina się od polityki administracji George’a W. Busha. Według danych zawartych w trzecim rozdziale (pt. Advancing Our Interests) strategii, Barack Obama zobowiązuje się do zamknięcia więzienia Guantanamo w bazie marynarki wojennej w Guantanamo Bay na Kubie.
W teorii, zamknięcie tego osławionego zakładu karnego ma zwiększyć bezpieczeństwo wewnętrzne USA. Można domniemywać, że administracja Barack’a Obamy nie chce dawać terrorystom kolejnych powodów do ataków na terytorium Stanów Zjednoczonych.
Moim zdaniem nowa administracja popełniła szereg błędów, które w praktyce mogą uniemożliwić proces likwidacji obozu karnego. W pierwszej kolejności należy zaznaczyć, że prezydent Obama już w 2009 roku ubiegał się o zwiększenie budżetu o środki na likwidację więzienia. W 2011 roku podpisał ustawę o budżecie departamentu obrony USA na rok finansowy 2011 z pominięciem wyodrębnionych środków na przenoszenie osadzonych do innych ośrodków karnych, co stanowiło znaczną przeszkodę w likwidacji więzienia. Oprócz tego, jeszcze w 2009 roku, USA otrzymało od kilku państw propozycje dotyczące przyjęcia więźniów z Guantanamo, a finalnie, część osadzonych przyjęło 7 państw europejskich. Na mocy wyżej wymienionej ustawy ograniczono również możliwość relokacji więźniów do innych państw zamykając drzwi dla likwidacji więzienia. Moim zdaniem, istnieją dwie możliwości: administracji USA w znacznym stopniu brakuje konsekwencji w działaniu, albo jest to celowe działanie na zwłokę.






Należy również zwrócić uwagę na ubytki w planie przeniesienia więźniów na terytorium USA (projekt powstał już w 2009 roku). Obecne ustawodawstwo Stanów Zjednoczonych zabrania umieszczania w zakładach karnych więźniów nie oczekujących na proces sądowy. Stanowi to duże wyzwanie legislacyjne (którego możliwość rozwiązania praktycznie graniczy z cudem), gdyż Kongres USA nie jest przychylny przenoszeniu groźnych terrorystów do Stanów Zjednoczonych.
W ciągu ostatnich kilku miesięcy można było zaobserwować pewne posunięcia administracji USA, które pośrednio mogłyby prowadzić do zmniejszenia liczby więźniów w zakładzie karnym na Kubie. W 2012  roku wyszły na jaw tajne pertraktacje USA z Talibami w sprawie uwolnienia porwanego w 2009 roku Rowe’a Bergdahl’a w zamian za uwolnienie 5 talibskich bojowników. Być może administracja chciała odnieść podwójną korzyść poprzez odzyskanie sierżanta armii USA jednocześnie zmniejszając liczbę osadzonych w Guantanamo. W tym celu Stany Zjednoczone doszły do porozumienia z Talibami w sprawie utworzenia specjalnego biura łącznikowego w Katarze. Oficjalnie ma ono pomagać obu stronom w dojściu do porozumienia w sprawie pokoju w Afganistanie.
Mimo zapisów w nowej strategii  bezpieczeństwa narodowego USA dotyczących zmiany podejścia to kwestii terroryzmu, terrorysta nadal pozostaje wrogiem nr 1. W tym przypadku, pertraktując z grupą ewidentnie wspierającą terroryzm, Amerykanie znacząco naginają własne postanowienia zawarte w dokumencie z 2010 roku. Mimo wszystko, należy mieć na uwadze wyższy cel przyświecający temu działaniu. Niezależnie od tego, czy wynikiem takiego postępowania będzie uwolnienie porwanego żołnierza czy doprowadzenie do pokoju z Afganistanie – cel uświęci środki.

Komentarz do strategii bezpieczeństwa USA dotyczący Islamu


Strategia Bezpieczeństwa Narodowego USA to dokument opublikowany 27 maja 2010 roku. Prezentuje on priorytety administracji Baracka Obamy dotyczące zapewniania bezpieczeństwa USA w wymiarze wewnętrznym i zewnętrznym. W przeciwieństwie do poprzedniej Strategii, nowy dokument stanowi o nieco innym podejściu administracji USA do kwestii islamskiego terroryzmu. Obecna Strategia z 2010 roku nie posługuje się anty-islamską retoryką kreującą wizerunek muzułmanów jako wrogów Stanów Zjednoczonych.
            Mimo wszystko, można zaobserwować niepokojące opinię publiczną zachowania odnoszące się do muzułmanów zamieszkałych w USA i poza granicami kraju. Moim zdaniem, takie zachowanie jest nie tylko sprzeczne ze Strategią Bezpieczeństwa Narodowego USA, pierwszą poprawką do Konstytucji Stanów Zjednoczonych ale także z ogólnie przyjętymi i promowanymi przez USA zasadami niedyskryminacji mniejszości religijnych.
            Najlepszym przykładem na potwierdzenie moich słów są  informacje, które ukazały się w maju tego roku. Okazało się, że na kursach doszkalających oficerów średniego szczebla i pracowników rządowych w zakresie planowania i prowadzenia wojny prezentowano treści, które w znacznym stopniu zaprzeczały Strategii Bezpieczeństwa Narodowego USA z 2010 roku. Podpułkownik Matthew Dooley uczył swoich kursantów m.in., że „cały islam – a nie tylko terroryści muzułmańscy – jest wrogiem Ameryki”. Uznawał teoretyczną możliwość zniszczenia świętych miast Islamu w przypadku kolejnego konfliktu w Azji. W wyżej wymienionych zajęciach udział wzięło ok. 800 oficerów. Oprócz tego, wyszło na jaw, że w specjalnych szkoleniach dla FBI również padały treści anty-islamskie. Nauczano, że: „im bardziej pobożny Muzułmanin, tym większe prawdopodobieństwo, że jest agresywny”.





            Innym przykładem jawnej dyskryminacji muzułmanów po ukazaniu się dokumentu z 2010 roku był incydent z Tenesse z maja 2011 roku. Dwóch imamów: Masudur Rahman i Mohamed Zaghloul w tradycyjnych strojach muzułmańskich chciało przedostać się drogą powietrzną na konferencję poświęconą (o ironio losu) uprzedzeniom wobec mniejszości muzułmańskich. Mimo braku powodów zatrzymania (mężczyźni bez problemu przeszli kontrolę na lotnisku) zostali oni wyproszeni z samolotu przez pilota, który odmówił startu z nimi na pokładzie. Pracownicy TSA poprosili dwóch muzułmanów o opuszczenie maszyny.
            Podobna sytuacja spotkała rodzinę urodzonych w Stanach Zjednoczonych muzułmanów na lotnisku w Fort Lauderdale. Tradycyjnie ubrani rodzice wraz z półtoraroczną córką wybrali się w podróż powrotną do rodzinnego New Jersey. Niestety, pracownicy TSA uniemożliwili przelot rodzinie ze względu na rzekomy status osoby poszukiwanej… ich córki. Na hali odlotów urządzono istną scenę a rodzina została publicznie upokorzona.
            Oczywiście, we wszystkich wyżej wymienionych przykładach, zwierzchnicy osób które dopuściły się dyskryminacji zostali zmuszeni do publicznych przeprosin. Mimo wszystko, warto postawić sobie pytanie: Co znaczą przeprosiny dla osoby napiętnowanej publicznie? Czy zaprzestanie praktyk dyskryminacyjnych w jednej materii powstrzyma takie praktyki w innej? Czy ataki terrorystyczne z 11 września 2001 roku i długotrwałe stosowanie anty-islamskiej retoryki przez administrację George’a Busha nie spowodowały nieodwracalnych zmian w mentalności Amerykanów?
            Moim zdaniem, administracja Baracka Obamy nie powinna ograniczać się do zapisanych w Strategii Bezpieczeństwa Narodowego USA deklaracji dotyczących pokojowego współistnienia z cywilizacją islamską. Istnieje konieczność wprowadzenia specjalnych uregulowań, które zapewnią równe traktowanie mniejszości, która według danych z początku maja 2012 roku stanowi już ponad 2,6 miliona mieszkańców USA. Administracja powinna pamiętać, że muzułmanie również stanowią część „kotła amerykańskiego”. Jeżeli ten fakt zostanie pominięty, Stany Zjednoczone wybiorą ścieżkę pomijania wartości, które przez długi czas kształtowały ich naród.

czwartek, 16 lutego 2012

Recenzja książki Kate Hansen Bundt „Norwegia mówi Nie! : źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Instytut Spraw Publicznych, Warszawa 2000


Książka „Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej" wydana przez Instytut Spraw Publicznych w Warszawie w roku 2000 jest dziełem poświęconym relacjom pomiędzy Unią Europejską a Norwegią oraz źródłom sprzeciwu owego państwa wobec możliwości pełnego przystąpienia do struktur europejskich. Praca o charakterze opisowo-analitycznym dostarcza przydatnej wiedzy na temat zjawisk socjologicznych zachodzących wśród norweskiego społeczeństwa oraz informacji na temat motywów polityczno – ekonomicznych Norwegii przemawiających za odrzuceniem akcesji do Unią Europejską.
Autorką książki jest obecna Sekretarz Generalny Norweskiego Komitetu Atlantyckiego. Kate Hansen Bundt, absolwentka Uniwersytetu Humboldta w Berlinie, w momencie pisania publikacji zajmowała posadę pracownika naukowego w Research Foundation Program for Europe. Jej zainteresowania oscylują wokół polityki energetycznej w stosunkach UE, Norwegii i Rosji w kontekście bezpieczeństwa, co może tłumaczyć dosyć częste poruszanie tego tematu w publikacji.








Już we wstępie, autorka dzieła ukazuje Norweski sprzeciw dla Unii Europejskiej jako ewenement na skalę europejską. Na tle tendencji zjednoczeniowych na Starym Kontynencie, odmowa przystąpienia do Wspólnot Europejskich była rozumiana jako przejaw przewagi idei tradycjonalistycznych, konserwatywnych a nawet jako zwycięstwo „wiejskiego prowincjonalizmu”[1] nad wartościami nowoczesnymi. Oprócz tego, Kate Hansen Bundt stawia tezę, iż oba Norweskie referenda miały wiele cech (okoliczności) wspólnych, które doprowadziły do wygranej przeciwników akcesji.
Należy wskazać, że w obu przypadkach najsilniejszymi bodźcami dla podniesienia kwestii europejskiej wśród polityków i opinii publicznej były posunięcia najważniejszych partnerów gospodarczych Norwegii. Przykładowo, w latach 60-tych to Wielka Brytania, która według autorki jest tradycyjnie uważana za sojusznika Norwegii, stanęła w roli inicjatora dialogu państw poza unijnych ze Wspólnotą na temat akcesji. W 1991 roku (gdy Wielka Brytania od dłuższego czasu była członkiem Wspólnoty) Szwecja i Finlandia wystąpiły o przyjęcie i niejako popchnęły rząd w Oslo do rozmów z Brukselą. W tym przypadku Norwegia jawi się nam jako tzw. chorągiewka na wietrze, państwo (lub rząd) niezdolne do podejmowania samodzielnych decyzji.[2] Mimo to, prezentowany wizerunek jest mylny. W momencie przystąpienia do Unii Europejskiej przez Szwecję i Finlandię, skandynawskie porozumienie handlowe zostało rozwiązane a norweskie produkty zostały poddane cłom.[3] Rząd w Oslo nie mógł pozostawić spraw w takim stanie i został zmuszony do ratowania własnej gospodarki. W dzisiejszych czasach możemy postrzegać norweską odmowę i przystąpienie do Europejskiego Obszaru Gospodarczego jako świetną kalkulację i trafną decyzję. Obecne warunki pokazują nam, że Norwegia bardzo dobrze radzi sobie poza Unią Europejską i zajmuje czołowe miejsca wśród najbogatszych państw świata.
Oprócz materii stosunków międzynarodowych, autorka ukazuje nam szereg podobieństw obu negacji akcesji w kwestii strategii, argumentów, rezultatu oraz cech socjoekonomicznych głosujących za daną opcją.
Oczywistym związkiem między rokiem 1972 a 1994 była metoda wyrażenia opinii na temat przystąpienia do Unii Europejskiej - referendum. Z treści dzieła dowiadujemy się jednak, że zgodnie z konstytucją rząd Norwegii wcale nie miał obowiązku pytać się swoich obywateli o zdanie w tej kwestii.[4] Można to postrzegać dwojako: jako chęć zrzucenia odpowiedzialności za podjęcie decyzji lub jako wyraz szacunku dla opinii obywateli. Tak czy inaczej, od czasu pierwszego referendum utarło się przekonanie, że to „co lud postanowił, tylko lud może znieść”.
Kolejnym podobieństwem był niesymetryczny podział norweskich partii politycznych na zwolenników i przeciwników akcesji. Przykładowo, po stronie antagonistów przystąpienia do Unii Europejskiej znalazły się jednocześnie takie siły jak Konserwatyści i większa część Partii Pracy, które stanowiły swoje przeciwieństwa.
Ponadto, Kate Hansen Bundt zwraca uwagę na to, że w obu przypadkach zwolennicy akcesji włączali się do debaty publicznej o wiele za późno. Autorka obarcza sympatyków przystąpienia do Unii Europejskiej dużą odpowiedzialnością za przegraną w kampanii. Według niej, to właśnie ich brak zorganizowania determinował negatywny wynik referendum. Zwraca się szczególną uwagę na to, że oba obozy miały sprawiedliwe warunki do rywalizacji: Zarówno przeciwnicy jak i zwolennicy otrzymali pomoc finansową ze strony parlamentu a Ministerstwo Spraw Zagranicznych zostało zobowiązane do udzielania społeczeństwu obiektywnych informacji na temat Unii Europejskiej.
Moim zdaniem, przedstawiona przez autorkę ocena jest niesłuszna. Z treści publikacji wynika, że socjoekonomiczne podziały społeczeństwa oraz kwestie ekonomiczne miały większy wpływ na udzielane odpowiedzi w referendum niż promocja danego stanowiska.
Do argumentów przedstawianych przez zwolenników obu opcji zaliczamy między innymi kwestie samostanowienia, bezpieczeństwa międzynarodowego, zarobków, przemysłu rybnego oraz rolnictwa.[5] K. H. Bundt sugeruje, że Norwegowie, którzy przez ponad 500 lat znajdowali się pod obcym panowaniem są niechętnie nastawieni do wszelkiego rodzaju unii. Wymienione słowo ma w norweskim społeczeństwie wydźwięk pejoratywny.[6] Zgadzam się z tezą autorki, według której wprowadzona przez traktat z Maastricht modyfikacja zmieniająca nazwę „Wspólnota” na „Unia” mogła mieć istotny wpływ na negatywną zmianę sposobu postrzegania instytucji europejskich.  Z drugiej strony, ważnym argumentem przemawiającym do zwolenników członkowstwa było w  przypadku obu referendów zwiększenie roli Norwegii w procesach decyzyjnych Europy. Oprócz tego, istotny wymiar dla norweskiego społeczeństwa miały kwestie ekonomiczne. Z pewnego punktu widzenia, w przypadku akcesji, Norwegia mogłaby odnieść poważne straty ze względu na zwiększeniu konkurencji w sektorze rybołówstwa i ze względu na brak możliwości dalszego zarabiania na wysokich cenach gazu.
Oprócz przedstawiania argumentów oraz podobieństw obu referendów, w swoim dziele Kate Hansen Bundt stara się nakreślić czytelnikowi wizerunek sympatyków i przeciwników akcesji. Wśród organizacji politycznych, do tych pierwszych zaliczamy: wcześniej wspomnianą część Partii Pracy, Norweską Konfederację Pracodawców, organizację „Ja til EF” (Tak – Wspólnocie Europejskiej, później Tak – Unii Europejskiej) oraz Europejski Ruch w Norwegii. Wyżej wymienione partie i organizacje polityczne nie przejawiały chęci do współpracy dla osiągnięcia wspólnego celu. Do największych zrzeszeń przeciwnych wstąpieniu Norwegii do Unii Europejskiej zaliczamy: „Nei til EF (Nie – Wspólnocie/ Unii Europejskiej), część Partii Pracy, część Partii Konserwatywnej, Partię Centrum oraz Chrześcijańską Partię Ludową. Wymienione organizacje cechowało duże zaangażowanie w informowanie społeczeństwa na temat negatywnych aspektów członkowstwa w Unii Europejskiej.[7]
Autorka ukazuje nam również socjoekonomiczny wizerunek zwolenników i przeciwników norweskiej akcesji. Przeciętny antagonista przystąpienia do Unii Europejskiej to osoba o podstawowym wykształceniu, o niskim statusie społecznym, zamieszkująca peryferyjne tereny Norwegii, najczęściej daleką północ. Wśród mężczyzn dominują osoby zatrudnione w rolnictwie i w rybołówstwie. Wśród kobiet, są to osoby zatrudnione w sektorze publicznym, przywiązane do korzyści związanych z polityką państwa opiekuńczego.
Według źródeł statystycznych, najczęściej sympatykiem norweskiej akcesji jest osoba o wysokim wykształceniu i wysokim statusie społecznym. Dominują osoby zamieszkałe w rejonie Oslofjord (w sąsiedztwie Oslo), właściciele firm lub pracownicy sektora prywatnego.[8]
Analizując powyższe, konflikt pomiędzy zwolennikami a przeciwnikami akcesji można rozpatrywać w ramach konfliktu centrum-peryferie.
Dalsza część dzieła pod tytułem „Norwegia mówi „Nie”” traktuje między innymi o okolicznościach poprzedzających norweskie referendum akcesyjne w 1994 roku, o powiązaniach Norwegii ze Wspólnotą Europejską i wymiarze atlantyckim norweskiej gospodarki.
Kate Hansen Bundt wskazuje kilka czynników w stosunkach Norwegii i UE, które mogły zaważyć na odrzuceniu członkowstwa we wspólnocie. Pierwszym z nich może być porozumienie o Europejskim Obszarze Gospodarczym z 1992 r., które dawało Norwegii możliwość prowadzenia wolnego handlu z państwami Wspólnoty bez konieczności przystępowania do niej.[9]
Kolejnym ważnym omawianym tematem jest kontekst skandynawski norweskiej akcesji. Według Kate Hansen Bundt, przystąpienie wszystkich państw półwyspu skandynawskiego do Wspólnoty mogłoby stworzyć w niej silny blok, który miałby duże znaczenie w procesach decyzyjnych – było to przedstawiane jako jeden z ważniejszych argumentów sympatyków norweskiej akcesji. Mimo wszystko, autorka zwraca uwagę, że Norwegia nie potrzebowała Unii Europejskiej w takim samym stopniu jak Finlandia czy Szwecja. Zmiany polityczne lat dziewięćdziesiątych spowodowały w tych dwóch ostatnich państwach pogorszenie sytuacji gospodarczej. W przeciwieństwie do nich, Norwegia odnotowywała nadwyżki budżetowe.[10]










Istotny wpływ na pozostawanie Norwegii poza Strukturami Europejskimi ma również jej członkowstwo w NATO. Po wydarzeniach, które miały miejsce w trakcie II Wojny Światowej, zdecydowano się porzucić wcześniejszą doktrynę neutralności i znaleźć wsparcie wśród mocarstw. Tradycyjnie, bezpieczeństwo Norwegii zależało w przeszłości od wiodących potęg atlantyckich – Wielkiej Brytanii lub Stanów Zjednoczonych. W tym przypadku, rolę gwaranta bezpieczeństwa odgrywa znacznie silniejszy od Londynu Waszyngton. Na chwilę obecną, dla Oslo najważniejsza jest możliwość sprawnego prowadzenia handlu z innymi państwami oraz zabezpieczenie wschodniej granicy wobec bezpośredniego sąsiedztwa z Rosją. W tym miejscu całkowicie zgadzam się z opinią Kate Hansen Bundt, iż Unia Europejska nie ma nic do zaoferowania Norwegii, dopóki NATO pozostanie wiodącą organizacją zapewniającą bezpieczeństwo w Europie.[11] Wobec posiadania odpowiednich układów gospodarczych z Unią Europejską, zapewniających jej odpowiednie korzyści ekonomiczne oraz wobec braku faktycznego znaczenia militarnego skrzydła Unii Europejskiej, jakim do 2010 roku była Unia Zachodnioeuropejska, można stwierdzić, że Norwegia nie potrzebuje Unii Europejskiej.
W dalszej części dzieła, autorka przedstawia skutki norweskiego pozostawania poza Unią Europejską (do roku 1999). Kate Hansen Bundt słusznie zwraca uwagę na to, że jej ojczyzna jest marginalizowana w strukturach europejskich. Poprzez związanie się umową EOG Norwegia w pewnym sensie stała się państwem członkowskim UE bez prawa głosu. Autorka wskazuje również pozytywne efekty członkowstwa w Europejskim Obszarze Gospodarczym. Wyżej wymienione porozumienie zapewnia Norwegii olbrzymie korzyści ze względu na to, że (w roku 1990) 80% jej eksportu i 70% jej importu to wymiana handlowa z Unią Europejską. Oprócz tego, EOG dało Norwegii podstawy do wynegocjowania warunków funkcjonowania w ramach układu Schengen włączonego do struktur Unii na mocy traktatu amsterdamskiego.[12]
Poza tym, autorka porusza kwestię propozycji jeszcze jednego powiązania Norwegii z Unią Europejską – powiązanie poprzez Unię Gospodarczą i Walutową. W roku 1998, wobec podwojenia stopy procentowej korony, grupa ekspertów oraz polityków przedstawiła projekt sztywnego powiązania waluty z dużo stabilniejszym euro. Oczywiście, przedstawiony pomysł nie miał szans na urzeczywistnienie, gdyż wobec takiej zależności obu walut Norwegia nie mogłaby liczyć na korzyści związane ze sprzedażą ropy do państw UE po wyższych cenach. Kate Hansen Bundt stawia przypuszczenie, iż podobny projekt będzie miał szansę na realizację w momencie gdy członkowie Unii tacy jak Wielka Brytania, Szwecją lub Dania zainteresują się kwestią wprowadzenia euro.[13]
Podobny bodziec dla rządu w Oslo stanowiła poruszana w pracy francusko-brytyjska inicjatywa z 1998 roku dotycząca współpracy krajów Unii w dziedzinie Obrony. Nawet sam premier Vollebaek stwierdził wtedy, że w przypadku wzmożenia aktywności UE w dziedzinie bezpieczeństwa, Norwegia powinna szukać możliwości do integracji ze Wspólnotą.[14]

Mimo wszystko, rząd w Oslo nie zaczął wtedy szukać kolejnych sposobności współpracy. Kate Hansen Bundt tłumaczy to znaczącą różnicą interesów Norwegii i Unii Europejskiej. Dysonans ten przejawia się między innymi w atlantyckim wymiarze norweskiej gospodarki.  Autorka zwraca znaczącą uwagę na posiadaną przez Norwegię dużą ilość złóż naturalnych znajdujących się w wodach Atlantyku i na nastawienie norweskiej gospodarki na ich eksport. Te warunki sprawiają, że wyżej wymienione państwo nie byłoby w stanie czerpać znacznych korzyści w warunkach stworzonych przez Unię Europejską.[15]
Moim zdaniem, praca pod tytułem „Norwegia mówi Nie! : źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej" obszernie wyjaśnia czytelnikowi powody, dla których Norwegia odrzuciła możliwość akcesji do Wspólnoty. Autorka pracy stara się przekazywać odbiorcy fakty dotyczące okoliczności dotyczących powyższej kwestii prezentując opinie zarówno sympatyków jak i przeciwników członkowstwa (oczywiście, opatrując je stosownym komentarzem). Abstrahując od tego, Kate Hansen Bundt można zarzucić chaotyczne rozmieszczenie treści w książce, co znacząco przeszkadza w jej usystematyzowaniu i odbiorze. Mimo to, uważam, że praca wyczerpuje temat w należytym stopniu i może w przyszłości służyć za przydatny materiał w dalszych badaniach stosunków pomiędzy Norwegią a Unią Europejską. Jedyną istotną ujmą dla wykorzystywania omawianej pracy w diagnozie relacji na linii Oslo – Bruksela może być data jej wydania. Z drugiej strony, umożliwia to sprawdzenie z dzisiejszą rzeczywistością stawianych w dziele hipotez dotyczących przyszłych stosunków pomiędzy oboma podmiotami.

Podsumowując, aby odpowiedzieć na stawiane w pracy pytanie: „dlaczego Norwegia dwukrotnie odmówiła przystąpienia do Unii Europejskiej?”, posłużę się słowami byłego premiera Norwegii, Gro Harlem’a Brundtlandt’a: „W Finlandii o polityce zagranicznej decydują 4 osoby, w Szwecji 400, w Danii 400 000, a w Norwegii 4 000 000.”


[1] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s 11
[2] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s 16
[3] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s  54
[4] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s 17
[5] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s  25
[6] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s  10-14, 36-37
[7] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s 21-23, 28-29
[8] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s 26-36
[9] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s 41
[10] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s 43-44
[11] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s 45-47
[12] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s 52-55
[13] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s 60-62
[14] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s 63-64
[15] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s 69-73