Wyszukiwarka google

Twoja wyszukiwarka

czwartek, 19 lipca 2012

Komentarz do strategii bezpieczeństwa USA dotyczący więzienia Guantanamo

27. maja 2010 roku została opublikowana Strategia bezpieczeństwa USA. Dokument ten w znacznym stopniu odcina się od polityki administracji George’a W. Busha. Według danych zawartych w trzecim rozdziale (pt. Advancing Our Interests) strategii, Barack Obama zobowiązuje się do zamknięcia więzienia Guantanamo w bazie marynarki wojennej w Guantanamo Bay na Kubie.
W teorii, zamknięcie tego osławionego zakładu karnego ma zwiększyć bezpieczeństwo wewnętrzne USA. Można domniemywać, że administracja Barack’a Obamy nie chce dawać terrorystom kolejnych powodów do ataków na terytorium Stanów Zjednoczonych.
Moim zdaniem nowa administracja popełniła szereg błędów, które w praktyce mogą uniemożliwić proces likwidacji obozu karnego. W pierwszej kolejności należy zaznaczyć, że prezydent Obama już w 2009 roku ubiegał się o zwiększenie budżetu o środki na likwidację więzienia. W 2011 roku podpisał ustawę o budżecie departamentu obrony USA na rok finansowy 2011 z pominięciem wyodrębnionych środków na przenoszenie osadzonych do innych ośrodków karnych, co stanowiło znaczną przeszkodę w likwidacji więzienia. Oprócz tego, jeszcze w 2009 roku, USA otrzymało od kilku państw propozycje dotyczące przyjęcia więźniów z Guantanamo, a finalnie, część osadzonych przyjęło 7 państw europejskich. Na mocy wyżej wymienionej ustawy ograniczono również możliwość relokacji więźniów do innych państw zamykając drzwi dla likwidacji więzienia. Moim zdaniem, istnieją dwie możliwości: administracji USA w znacznym stopniu brakuje konsekwencji w działaniu, albo jest to celowe działanie na zwłokę.






Należy również zwrócić uwagę na ubytki w planie przeniesienia więźniów na terytorium USA (projekt powstał już w 2009 roku). Obecne ustawodawstwo Stanów Zjednoczonych zabrania umieszczania w zakładach karnych więźniów nie oczekujących na proces sądowy. Stanowi to duże wyzwanie legislacyjne (którego możliwość rozwiązania praktycznie graniczy z cudem), gdyż Kongres USA nie jest przychylny przenoszeniu groźnych terrorystów do Stanów Zjednoczonych.
W ciągu ostatnich kilku miesięcy można było zaobserwować pewne posunięcia administracji USA, które pośrednio mogłyby prowadzić do zmniejszenia liczby więźniów w zakładzie karnym na Kubie. W 2012  roku wyszły na jaw tajne pertraktacje USA z Talibami w sprawie uwolnienia porwanego w 2009 roku Rowe’a Bergdahl’a w zamian za uwolnienie 5 talibskich bojowników. Być może administracja chciała odnieść podwójną korzyść poprzez odzyskanie sierżanta armii USA jednocześnie zmniejszając liczbę osadzonych w Guantanamo. W tym celu Stany Zjednoczone doszły do porozumienia z Talibami w sprawie utworzenia specjalnego biura łącznikowego w Katarze. Oficjalnie ma ono pomagać obu stronom w dojściu do porozumienia w sprawie pokoju w Afganistanie.
Mimo zapisów w nowej strategii  bezpieczeństwa narodowego USA dotyczących zmiany podejścia to kwestii terroryzmu, terrorysta nadal pozostaje wrogiem nr 1. W tym przypadku, pertraktując z grupą ewidentnie wspierającą terroryzm, Amerykanie znacząco naginają własne postanowienia zawarte w dokumencie z 2010 roku. Mimo wszystko, należy mieć na uwadze wyższy cel przyświecający temu działaniu. Niezależnie od tego, czy wynikiem takiego postępowania będzie uwolnienie porwanego żołnierza czy doprowadzenie do pokoju z Afganistanie – cel uświęci środki.

Komentarz do strategii bezpieczeństwa USA dotyczący Islamu


Strategia Bezpieczeństwa Narodowego USA to dokument opublikowany 27 maja 2010 roku. Prezentuje on priorytety administracji Baracka Obamy dotyczące zapewniania bezpieczeństwa USA w wymiarze wewnętrznym i zewnętrznym. W przeciwieństwie do poprzedniej Strategii, nowy dokument stanowi o nieco innym podejściu administracji USA do kwestii islamskiego terroryzmu. Obecna Strategia z 2010 roku nie posługuje się anty-islamską retoryką kreującą wizerunek muzułmanów jako wrogów Stanów Zjednoczonych.
            Mimo wszystko, można zaobserwować niepokojące opinię publiczną zachowania odnoszące się do muzułmanów zamieszkałych w USA i poza granicami kraju. Moim zdaniem, takie zachowanie jest nie tylko sprzeczne ze Strategią Bezpieczeństwa Narodowego USA, pierwszą poprawką do Konstytucji Stanów Zjednoczonych ale także z ogólnie przyjętymi i promowanymi przez USA zasadami niedyskryminacji mniejszości religijnych.
            Najlepszym przykładem na potwierdzenie moich słów są  informacje, które ukazały się w maju tego roku. Okazało się, że na kursach doszkalających oficerów średniego szczebla i pracowników rządowych w zakresie planowania i prowadzenia wojny prezentowano treści, które w znacznym stopniu zaprzeczały Strategii Bezpieczeństwa Narodowego USA z 2010 roku. Podpułkownik Matthew Dooley uczył swoich kursantów m.in., że „cały islam – a nie tylko terroryści muzułmańscy – jest wrogiem Ameryki”. Uznawał teoretyczną możliwość zniszczenia świętych miast Islamu w przypadku kolejnego konfliktu w Azji. W wyżej wymienionych zajęciach udział wzięło ok. 800 oficerów. Oprócz tego, wyszło na jaw, że w specjalnych szkoleniach dla FBI również padały treści anty-islamskie. Nauczano, że: „im bardziej pobożny Muzułmanin, tym większe prawdopodobieństwo, że jest agresywny”.





            Innym przykładem jawnej dyskryminacji muzułmanów po ukazaniu się dokumentu z 2010 roku był incydent z Tenesse z maja 2011 roku. Dwóch imamów: Masudur Rahman i Mohamed Zaghloul w tradycyjnych strojach muzułmańskich chciało przedostać się drogą powietrzną na konferencję poświęconą (o ironio losu) uprzedzeniom wobec mniejszości muzułmańskich. Mimo braku powodów zatrzymania (mężczyźni bez problemu przeszli kontrolę na lotnisku) zostali oni wyproszeni z samolotu przez pilota, który odmówił startu z nimi na pokładzie. Pracownicy TSA poprosili dwóch muzułmanów o opuszczenie maszyny.
            Podobna sytuacja spotkała rodzinę urodzonych w Stanach Zjednoczonych muzułmanów na lotnisku w Fort Lauderdale. Tradycyjnie ubrani rodzice wraz z półtoraroczną córką wybrali się w podróż powrotną do rodzinnego New Jersey. Niestety, pracownicy TSA uniemożliwili przelot rodzinie ze względu na rzekomy status osoby poszukiwanej… ich córki. Na hali odlotów urządzono istną scenę a rodzina została publicznie upokorzona.
            Oczywiście, we wszystkich wyżej wymienionych przykładach, zwierzchnicy osób które dopuściły się dyskryminacji zostali zmuszeni do publicznych przeprosin. Mimo wszystko, warto postawić sobie pytanie: Co znaczą przeprosiny dla osoby napiętnowanej publicznie? Czy zaprzestanie praktyk dyskryminacyjnych w jednej materii powstrzyma takie praktyki w innej? Czy ataki terrorystyczne z 11 września 2001 roku i długotrwałe stosowanie anty-islamskiej retoryki przez administrację George’a Busha nie spowodowały nieodwracalnych zmian w mentalności Amerykanów?
            Moim zdaniem, administracja Baracka Obamy nie powinna ograniczać się do zapisanych w Strategii Bezpieczeństwa Narodowego USA deklaracji dotyczących pokojowego współistnienia z cywilizacją islamską. Istnieje konieczność wprowadzenia specjalnych uregulowań, które zapewnią równe traktowanie mniejszości, która według danych z początku maja 2012 roku stanowi już ponad 2,6 miliona mieszkańców USA. Administracja powinna pamiętać, że muzułmanie również stanowią część „kotła amerykańskiego”. Jeżeli ten fakt zostanie pominięty, Stany Zjednoczone wybiorą ścieżkę pomijania wartości, które przez długi czas kształtowały ich naród.

czwartek, 16 lutego 2012

Recenzja książki Kate Hansen Bundt „Norwegia mówi Nie! : źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Instytut Spraw Publicznych, Warszawa 2000


Książka „Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej" wydana przez Instytut Spraw Publicznych w Warszawie w roku 2000 jest dziełem poświęconym relacjom pomiędzy Unią Europejską a Norwegią oraz źródłom sprzeciwu owego państwa wobec możliwości pełnego przystąpienia do struktur europejskich. Praca o charakterze opisowo-analitycznym dostarcza przydatnej wiedzy na temat zjawisk socjologicznych zachodzących wśród norweskiego społeczeństwa oraz informacji na temat motywów polityczno – ekonomicznych Norwegii przemawiających za odrzuceniem akcesji do Unią Europejską.
Autorką książki jest obecna Sekretarz Generalny Norweskiego Komitetu Atlantyckiego. Kate Hansen Bundt, absolwentka Uniwersytetu Humboldta w Berlinie, w momencie pisania publikacji zajmowała posadę pracownika naukowego w Research Foundation Program for Europe. Jej zainteresowania oscylują wokół polityki energetycznej w stosunkach UE, Norwegii i Rosji w kontekście bezpieczeństwa, co może tłumaczyć dosyć częste poruszanie tego tematu w publikacji.








Już we wstępie, autorka dzieła ukazuje Norweski sprzeciw dla Unii Europejskiej jako ewenement na skalę europejską. Na tle tendencji zjednoczeniowych na Starym Kontynencie, odmowa przystąpienia do Wspólnot Europejskich była rozumiana jako przejaw przewagi idei tradycjonalistycznych, konserwatywnych a nawet jako zwycięstwo „wiejskiego prowincjonalizmu”[1] nad wartościami nowoczesnymi. Oprócz tego, Kate Hansen Bundt stawia tezę, iż oba Norweskie referenda miały wiele cech (okoliczności) wspólnych, które doprowadziły do wygranej przeciwników akcesji.
Należy wskazać, że w obu przypadkach najsilniejszymi bodźcami dla podniesienia kwestii europejskiej wśród polityków i opinii publicznej były posunięcia najważniejszych partnerów gospodarczych Norwegii. Przykładowo, w latach 60-tych to Wielka Brytania, która według autorki jest tradycyjnie uważana za sojusznika Norwegii, stanęła w roli inicjatora dialogu państw poza unijnych ze Wspólnotą na temat akcesji. W 1991 roku (gdy Wielka Brytania od dłuższego czasu była członkiem Wspólnoty) Szwecja i Finlandia wystąpiły o przyjęcie i niejako popchnęły rząd w Oslo do rozmów z Brukselą. W tym przypadku Norwegia jawi się nam jako tzw. chorągiewka na wietrze, państwo (lub rząd) niezdolne do podejmowania samodzielnych decyzji.[2] Mimo to, prezentowany wizerunek jest mylny. W momencie przystąpienia do Unii Europejskiej przez Szwecję i Finlandię, skandynawskie porozumienie handlowe zostało rozwiązane a norweskie produkty zostały poddane cłom.[3] Rząd w Oslo nie mógł pozostawić spraw w takim stanie i został zmuszony do ratowania własnej gospodarki. W dzisiejszych czasach możemy postrzegać norweską odmowę i przystąpienie do Europejskiego Obszaru Gospodarczego jako świetną kalkulację i trafną decyzję. Obecne warunki pokazują nam, że Norwegia bardzo dobrze radzi sobie poza Unią Europejską i zajmuje czołowe miejsca wśród najbogatszych państw świata.
Oprócz materii stosunków międzynarodowych, autorka ukazuje nam szereg podobieństw obu negacji akcesji w kwestii strategii, argumentów, rezultatu oraz cech socjoekonomicznych głosujących za daną opcją.
Oczywistym związkiem między rokiem 1972 a 1994 była metoda wyrażenia opinii na temat przystąpienia do Unii Europejskiej - referendum. Z treści dzieła dowiadujemy się jednak, że zgodnie z konstytucją rząd Norwegii wcale nie miał obowiązku pytać się swoich obywateli o zdanie w tej kwestii.[4] Można to postrzegać dwojako: jako chęć zrzucenia odpowiedzialności za podjęcie decyzji lub jako wyraz szacunku dla opinii obywateli. Tak czy inaczej, od czasu pierwszego referendum utarło się przekonanie, że to „co lud postanowił, tylko lud może znieść”.
Kolejnym podobieństwem był niesymetryczny podział norweskich partii politycznych na zwolenników i przeciwników akcesji. Przykładowo, po stronie antagonistów przystąpienia do Unii Europejskiej znalazły się jednocześnie takie siły jak Konserwatyści i większa część Partii Pracy, które stanowiły swoje przeciwieństwa.
Ponadto, Kate Hansen Bundt zwraca uwagę na to, że w obu przypadkach zwolennicy akcesji włączali się do debaty publicznej o wiele za późno. Autorka obarcza sympatyków przystąpienia do Unii Europejskiej dużą odpowiedzialnością za przegraną w kampanii. Według niej, to właśnie ich brak zorganizowania determinował negatywny wynik referendum. Zwraca się szczególną uwagę na to, że oba obozy miały sprawiedliwe warunki do rywalizacji: Zarówno przeciwnicy jak i zwolennicy otrzymali pomoc finansową ze strony parlamentu a Ministerstwo Spraw Zagranicznych zostało zobowiązane do udzielania społeczeństwu obiektywnych informacji na temat Unii Europejskiej.
Moim zdaniem, przedstawiona przez autorkę ocena jest niesłuszna. Z treści publikacji wynika, że socjoekonomiczne podziały społeczeństwa oraz kwestie ekonomiczne miały większy wpływ na udzielane odpowiedzi w referendum niż promocja danego stanowiska.
Do argumentów przedstawianych przez zwolenników obu opcji zaliczamy między innymi kwestie samostanowienia, bezpieczeństwa międzynarodowego, zarobków, przemysłu rybnego oraz rolnictwa.[5] K. H. Bundt sugeruje, że Norwegowie, którzy przez ponad 500 lat znajdowali się pod obcym panowaniem są niechętnie nastawieni do wszelkiego rodzaju unii. Wymienione słowo ma w norweskim społeczeństwie wydźwięk pejoratywny.[6] Zgadzam się z tezą autorki, według której wprowadzona przez traktat z Maastricht modyfikacja zmieniająca nazwę „Wspólnota” na „Unia” mogła mieć istotny wpływ na negatywną zmianę sposobu postrzegania instytucji europejskich.  Z drugiej strony, ważnym argumentem przemawiającym do zwolenników członkowstwa było w  przypadku obu referendów zwiększenie roli Norwegii w procesach decyzyjnych Europy. Oprócz tego, istotny wymiar dla norweskiego społeczeństwa miały kwestie ekonomiczne. Z pewnego punktu widzenia, w przypadku akcesji, Norwegia mogłaby odnieść poważne straty ze względu na zwiększeniu konkurencji w sektorze rybołówstwa i ze względu na brak możliwości dalszego zarabiania na wysokich cenach gazu.
Oprócz przedstawiania argumentów oraz podobieństw obu referendów, w swoim dziele Kate Hansen Bundt stara się nakreślić czytelnikowi wizerunek sympatyków i przeciwników akcesji. Wśród organizacji politycznych, do tych pierwszych zaliczamy: wcześniej wspomnianą część Partii Pracy, Norweską Konfederację Pracodawców, organizację „Ja til EF” (Tak – Wspólnocie Europejskiej, później Tak – Unii Europejskiej) oraz Europejski Ruch w Norwegii. Wyżej wymienione partie i organizacje polityczne nie przejawiały chęci do współpracy dla osiągnięcia wspólnego celu. Do największych zrzeszeń przeciwnych wstąpieniu Norwegii do Unii Europejskiej zaliczamy: „Nei til EF (Nie – Wspólnocie/ Unii Europejskiej), część Partii Pracy, część Partii Konserwatywnej, Partię Centrum oraz Chrześcijańską Partię Ludową. Wymienione organizacje cechowało duże zaangażowanie w informowanie społeczeństwa na temat negatywnych aspektów członkowstwa w Unii Europejskiej.[7]
Autorka ukazuje nam również socjoekonomiczny wizerunek zwolenników i przeciwników norweskiej akcesji. Przeciętny antagonista przystąpienia do Unii Europejskiej to osoba o podstawowym wykształceniu, o niskim statusie społecznym, zamieszkująca peryferyjne tereny Norwegii, najczęściej daleką północ. Wśród mężczyzn dominują osoby zatrudnione w rolnictwie i w rybołówstwie. Wśród kobiet, są to osoby zatrudnione w sektorze publicznym, przywiązane do korzyści związanych z polityką państwa opiekuńczego.
Według źródeł statystycznych, najczęściej sympatykiem norweskiej akcesji jest osoba o wysokim wykształceniu i wysokim statusie społecznym. Dominują osoby zamieszkałe w rejonie Oslofjord (w sąsiedztwie Oslo), właściciele firm lub pracownicy sektora prywatnego.[8]
Analizując powyższe, konflikt pomiędzy zwolennikami a przeciwnikami akcesji można rozpatrywać w ramach konfliktu centrum-peryferie.
Dalsza część dzieła pod tytułem „Norwegia mówi „Nie”” traktuje między innymi o okolicznościach poprzedzających norweskie referendum akcesyjne w 1994 roku, o powiązaniach Norwegii ze Wspólnotą Europejską i wymiarze atlantyckim norweskiej gospodarki.
Kate Hansen Bundt wskazuje kilka czynników w stosunkach Norwegii i UE, które mogły zaważyć na odrzuceniu członkowstwa we wspólnocie. Pierwszym z nich może być porozumienie o Europejskim Obszarze Gospodarczym z 1992 r., które dawało Norwegii możliwość prowadzenia wolnego handlu z państwami Wspólnoty bez konieczności przystępowania do niej.[9]
Kolejnym ważnym omawianym tematem jest kontekst skandynawski norweskiej akcesji. Według Kate Hansen Bundt, przystąpienie wszystkich państw półwyspu skandynawskiego do Wspólnoty mogłoby stworzyć w niej silny blok, który miałby duże znaczenie w procesach decyzyjnych – było to przedstawiane jako jeden z ważniejszych argumentów sympatyków norweskiej akcesji. Mimo wszystko, autorka zwraca uwagę, że Norwegia nie potrzebowała Unii Europejskiej w takim samym stopniu jak Finlandia czy Szwecja. Zmiany polityczne lat dziewięćdziesiątych spowodowały w tych dwóch ostatnich państwach pogorszenie sytuacji gospodarczej. W przeciwieństwie do nich, Norwegia odnotowywała nadwyżki budżetowe.[10]










Istotny wpływ na pozostawanie Norwegii poza Strukturami Europejskimi ma również jej członkowstwo w NATO. Po wydarzeniach, które miały miejsce w trakcie II Wojny Światowej, zdecydowano się porzucić wcześniejszą doktrynę neutralności i znaleźć wsparcie wśród mocarstw. Tradycyjnie, bezpieczeństwo Norwegii zależało w przeszłości od wiodących potęg atlantyckich – Wielkiej Brytanii lub Stanów Zjednoczonych. W tym przypadku, rolę gwaranta bezpieczeństwa odgrywa znacznie silniejszy od Londynu Waszyngton. Na chwilę obecną, dla Oslo najważniejsza jest możliwość sprawnego prowadzenia handlu z innymi państwami oraz zabezpieczenie wschodniej granicy wobec bezpośredniego sąsiedztwa z Rosją. W tym miejscu całkowicie zgadzam się z opinią Kate Hansen Bundt, iż Unia Europejska nie ma nic do zaoferowania Norwegii, dopóki NATO pozostanie wiodącą organizacją zapewniającą bezpieczeństwo w Europie.[11] Wobec posiadania odpowiednich układów gospodarczych z Unią Europejską, zapewniających jej odpowiednie korzyści ekonomiczne oraz wobec braku faktycznego znaczenia militarnego skrzydła Unii Europejskiej, jakim do 2010 roku była Unia Zachodnioeuropejska, można stwierdzić, że Norwegia nie potrzebuje Unii Europejskiej.
W dalszej części dzieła, autorka przedstawia skutki norweskiego pozostawania poza Unią Europejską (do roku 1999). Kate Hansen Bundt słusznie zwraca uwagę na to, że jej ojczyzna jest marginalizowana w strukturach europejskich. Poprzez związanie się umową EOG Norwegia w pewnym sensie stała się państwem członkowskim UE bez prawa głosu. Autorka wskazuje również pozytywne efekty członkowstwa w Europejskim Obszarze Gospodarczym. Wyżej wymienione porozumienie zapewnia Norwegii olbrzymie korzyści ze względu na to, że (w roku 1990) 80% jej eksportu i 70% jej importu to wymiana handlowa z Unią Europejską. Oprócz tego, EOG dało Norwegii podstawy do wynegocjowania warunków funkcjonowania w ramach układu Schengen włączonego do struktur Unii na mocy traktatu amsterdamskiego.[12]
Poza tym, autorka porusza kwestię propozycji jeszcze jednego powiązania Norwegii z Unią Europejską – powiązanie poprzez Unię Gospodarczą i Walutową. W roku 1998, wobec podwojenia stopy procentowej korony, grupa ekspertów oraz polityków przedstawiła projekt sztywnego powiązania waluty z dużo stabilniejszym euro. Oczywiście, przedstawiony pomysł nie miał szans na urzeczywistnienie, gdyż wobec takiej zależności obu walut Norwegia nie mogłaby liczyć na korzyści związane ze sprzedażą ropy do państw UE po wyższych cenach. Kate Hansen Bundt stawia przypuszczenie, iż podobny projekt będzie miał szansę na realizację w momencie gdy członkowie Unii tacy jak Wielka Brytania, Szwecją lub Dania zainteresują się kwestią wprowadzenia euro.[13]
Podobny bodziec dla rządu w Oslo stanowiła poruszana w pracy francusko-brytyjska inicjatywa z 1998 roku dotycząca współpracy krajów Unii w dziedzinie Obrony. Nawet sam premier Vollebaek stwierdził wtedy, że w przypadku wzmożenia aktywności UE w dziedzinie bezpieczeństwa, Norwegia powinna szukać możliwości do integracji ze Wspólnotą.[14]

Mimo wszystko, rząd w Oslo nie zaczął wtedy szukać kolejnych sposobności współpracy. Kate Hansen Bundt tłumaczy to znaczącą różnicą interesów Norwegii i Unii Europejskiej. Dysonans ten przejawia się między innymi w atlantyckim wymiarze norweskiej gospodarki.  Autorka zwraca znaczącą uwagę na posiadaną przez Norwegię dużą ilość złóż naturalnych znajdujących się w wodach Atlantyku i na nastawienie norweskiej gospodarki na ich eksport. Te warunki sprawiają, że wyżej wymienione państwo nie byłoby w stanie czerpać znacznych korzyści w warunkach stworzonych przez Unię Europejską.[15]
Moim zdaniem, praca pod tytułem „Norwegia mówi Nie! : źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej" obszernie wyjaśnia czytelnikowi powody, dla których Norwegia odrzuciła możliwość akcesji do Wspólnoty. Autorka pracy stara się przekazywać odbiorcy fakty dotyczące okoliczności dotyczących powyższej kwestii prezentując opinie zarówno sympatyków jak i przeciwników członkowstwa (oczywiście, opatrując je stosownym komentarzem). Abstrahując od tego, Kate Hansen Bundt można zarzucić chaotyczne rozmieszczenie treści w książce, co znacząco przeszkadza w jej usystematyzowaniu i odbiorze. Mimo to, uważam, że praca wyczerpuje temat w należytym stopniu i może w przyszłości służyć za przydatny materiał w dalszych badaniach stosunków pomiędzy Norwegią a Unią Europejską. Jedyną istotną ujmą dla wykorzystywania omawianej pracy w diagnozie relacji na linii Oslo – Bruksela może być data jej wydania. Z drugiej strony, umożliwia to sprawdzenie z dzisiejszą rzeczywistością stawianych w dziele hipotez dotyczących przyszłych stosunków pomiędzy oboma podmiotami.

Podsumowując, aby odpowiedzieć na stawiane w pracy pytanie: „dlaczego Norwegia dwukrotnie odmówiła przystąpienia do Unii Europejskiej?”, posłużę się słowami byłego premiera Norwegii, Gro Harlem’a Brundtlandt’a: „W Finlandii o polityce zagranicznej decydują 4 osoby, w Szwecji 400, w Danii 400 000, a w Norwegii 4 000 000.”


[1] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s 11
[2] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s 16
[3] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s  54
[4] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s 17
[5] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s  25
[6] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s  10-14, 36-37
[7] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s 21-23, 28-29
[8] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s 26-36
[9] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s 41
[10] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s 43-44
[11] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s 45-47
[12] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s 52-55
[13] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s 60-62
[14] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s 63-64
[15] Kate Hansen Bundt, Norwegia mówi Nie!: źródła sprzeciwu wobec członkostwa w Unii Europejskiej", Warszawa 2000 s 69-73

Przyczyny zakończenia Zimnej Wojny


Zimna wojna to jeden z najdłuższych konfliktów znanego nam świata. Jej początków możemy doszukiwać się po rozpadzie koalicji antyhitlerowskiej w 1946 roku.
Była wynikiem starcia się dwóch sprzecznych ze sobą ideologii.[1]   Część historyków uważa sławne wystąpienie Churchilla w Fulton za umowny początek Zimnej Wojny. Użyte w wystąpieniu sformułowanie „żelazna kurtyna” dobrze odzwierciedlało trwały mur dzielący dwa bloki.






 Na początku Zimnej Wojny, Józef Stalin nie spodziewał się tak zdecydowanego oporu obozu kapitalistycznego przed szerzeniem komunizmu. Sądził, że w najbliższej przyszłości obejmie we władanie niemal całą Europę. Z zachowanych dokumentów jeszcze z 1947 możemy dowiedzieć się o jego śmiałych planach zajęcia Paryża.[2] Niestety, Stalin przeliczył się nie uwzględniając celów politycznych Stanów Zjednoczonych[3] i odbudowującej się Zachodniej Europy. Tego nie dało się uniknąć. Dwa ustroje o tak różnych zasadach funkcjonowania i o tak bardzo zbliżonych, olbrzymich aspiracjach oraz o tak nakładających się docelowych strefach wpływów nie mogły żyć w koegzystencji. Zimna wojna zakończyła się w momencie rozpadu Związku Radzieckiego w 1991 roku.
Konkurencja obu bloków politycznych kilka razy doprowadziła do niebezpiecznych wydarzeń, które znacznie zagroziły pokojowi międzynarodowemu. Możemy do nich zaliczyć między innymi Konflikt Koreański w latach 1950-1953, Kryzys Kubański oraz Wojnę w Wietnamie. Mimo wszystko, zgodnie z tezą Johna Lewisa Gaddisa, uważam, że świat stał się lepszym i bezpieczniejszym miejscem właśnie dzięki Zimnej Wojnie. To ona rozwiązała pozornie nierozwiązywalny problem interakcji dwóch mocarstw niczym Wojna Secesyjna kwestię dominacji w USA.[4]
Aby lepiej przyjrzeć się przyczynom ustąpienia konfliktu, warto rozpocząć analizę od pozornie mało znaczących i odległych w czasie wydarzeń. Jedno z nich miało miejsce zaraz po zakończeniu II Wojny Światowej. Mimo dosyć uważnych obserwacji działań polityków świata kapitalistycznego, Józef Stalin nie zauważył zastawionej na siebie poważnej pułapki. W styczniu 1947 roku, dosłownie za plecami Wiaczesława Mołotowa, podczas negocjacji w Moskwie, ministrowie spraw zagranicznych Stanów Zjednoczonych, Francji, Wielkiej Brytanii i RFN stworzyli zalążek ideologiczny Planu Marshalla. W czerwcu tego samego roku, George Marshall wygłosił słynne przemówienie na Harvardzie dotyczące objęcia całej Europy finansowanym z budżetu Stanów Zjednoczonych planem odbudowy. Brak taktyki nieprzygotowanego na taki obrót spraw Stalina sprawił, że wpadł on prosto w sidła zastawione przez  Marshalla.[5] Początkowo, delegacje państw demokracji ludowych oraz Związku Radzieckiego zainteresowane ofertą Stanów Zjednoczonych udały się do Paryża w celu omówienia ich udziału w programie. W wyniku nieprzemyślanego działania, Stalin wycofał delegacje bloku wschodniego z rozmów i tym samym zbudował wizerunek siebie jako osoby tworzącej sztuczne podziały w Europie oraz wizerunek USA jako państwa przyjaznego i pomagającego wszystkim innym. Oczywiście, Stany Zjednoczone nie były przygotowane na przeznaczenie pieniędzy na pomoc dla całego bloku wschodniego. Taki wydatek mógłby nadwyrężyć zarówno budżet USA jak i zaufanie wyborców do administracji rządzącej Stanami Zjednoczonymi. Mimo wszystko, całe posunięcie było dokładnie przemyślane. Nie było miejsca na błąd. Stalin nie mógłby zgodzić się na przyjęcie takiej pomocy gdyż obaliłby tym samym kształtowany przez siebie wizerunek USA jako wroga ZSRR. Poza tym, zostałby zmuszony do wyjawienia prawdziwych informacji na temat gospodarek bloku wschodniego oraz mógłby raz na zawsze utracić wpływy w Europie Wschodniej i Środkowo-Wschodniej. Moim zdaniem, to wydarzenie było pierwszym krokiem ku zwycięstwu USA w konflikcie zimnowojennym, ponieważ od tej pory Stany Zjednoczone cieszyły się ugruntowaną pozycją w Europie, wyraźnie wyznaczając zasięg swojej strefy wpływów i zapobiegając eskalacji komunizmu w tym obszarze świata. Od tego momentu, Moskwa była niemal skazana na niepowodzenie a dalekosiężne plany Stalina wobec ekspansji komunizmu na zachód Europy spaliły się na panewce. Uważam, że już na samym początku Zimnej Wojny Plan Marshalla przeciągnął szalę zwycięstwa na stronę państw zachodnich i uniemożliwił trwanie konfliktu w nieskończoność.
W przeciwieństwie do USA, Związek Radziecki nie potrafił pokojowymi środkami utrzymywać pokoju w swojej strefie wpływów. Podczas konfliktu zimnowojennego doszło do kilku scysji na linii Moskwa – demokracje ludowe. Można do nich zaliczyć wydarzenia w Poznaniu i w Budapeszcie w 1956 r., Praska Wiosna 1968 roku oraz strajki stoczniowców w PRL. To one w wyniku reakcji łańcuchowej doprowadziły do erozji systemu komunistycznego w państwach bloku wschodniego i osłabiły dominującą pozycję ZSRR.
            Widoczną oznakę odprężenia na linii Waszyngton - Moskwa stanowiło powołanie KBWE - Konferencji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (później OBWE). Z pomysłu Adama Rapackiego zwołano organizację złożoną z przedstawicieli NATO i Układu Warszawskiego dla rozwiązywania konfliktów w Europie. Był to wyraźny znak, że żadna ze stron nie dąży do konfrontacji a groźba potencjalnego konfliktu jest niekorzystna dla wszystkich. Można to potraktować jako wyraz „zmęczenia” stron Zimną Wojną. W 1975 roku w helsinkach podpisano Akt Końcowy KBWE, który mówi o woli współdziałania mocarstw, państw europejskich (i nie tylko). Podczas rozmów w ramach Konferencji rozpoczęły się rokowania mające na celu wzajemną redukcję uzbrojenia obu bloków. Ten dialog przyczynił się do zakończenia Wyścigu Zbrojeń.
            Nieodzowną przyczyną rozpadu systemu zimnowojennego było zniszczenie jego dwubiegunowości. Cały konflikt drugiej połowy XX wieku opierał się na rywalizacji Związku Radzieckiego i Stanów Zjednoczonych o kontrolę nad strefami wpływów. Mimo niezaprzeczalnie najsilniejszej pozycji obu mocarstw, mniejsze i mniej znaczące państwa zaczynały odnajdywać sposoby jak wykorzystywać swoją pozycję do manipulacji gigantami. Przeważnie, taka taktyka opierała się na groźbie: „Jeżeli nie wspomożecie mojego reżimu, to na pewno upadnie a wtedy utracicie tutaj swoje wpływy na rzecz drugiego obozu”. Taki model postępowania cechował głównie: Koreę Północną, Koreę Południową, Tajwan, Wietnam Południowy, NRD. Przykładowo, Korea Północna utworzyła własny, niemający nic wspólnego z ZSRR, kult jednostki, istniała tylko dzięki pomocy gospodarczej komunistycznych sąsiadów lecz nie chciała integrować się z nimi. W przypadku nieotrzymania pomocy groziła Związkowi Radzieckiemu swoim upadkiem i zwycięstwem kapitalistów na półwyspie koreańskim. Nieco inny sposób manipulacji teoretycznie potężniejszym sojusznikiem obrały Chiny i Francja. Po dojściu do władzy de Gaulle’a w 1959 roku, Francja zaczęła odbudowywać swój wizerunek na arenie międzynarodowej rękami USA. Prezydent Republiki Francuskiej za wszelką cenę dowodził o kompletnej niezależności swojego państwa. Przyczynił się do zamrożenia rozmów na temat przystąpienia Wielkiej Brytanii do struktur europejskich, doprowadził do wystąpienia Francji z NATO i zmusił wojska USA do opuszczenia kraju oraz (mimo tego wszystkiego) domagał się zapewnienia Francji bezpieczeństwa przez Stany Zjednoczone i ich sojuszników. W przypadku Chin, kwestia bezpieczeństwa nie stanowiła już tak ważnej kwestii. Przywódca najludniejszego państwa na świecie z powodu ignorancji, tudzież z najzwyklejszego braku wyobraźni, nie zdawał sobie sprawy z tego, że ilość jego wojsk nie znaczy nic w porównaniu z arsenałami atomowymi Związku Radzieckiego i Stanów Zjednoczonych. Ta cecha charakteru w połączeniu z ambicją sprawiła, że Mao Zedong zaczynał prowadzić coraz bardziej niezależną politykę. Nieprzemyślane i odważne inicjatywy Chruszczowa z przełomu lat 50 i 60 XX wieku (takie jak budowa wspólnych radiostacji w Chinach oraz wspólna flota łodzi podwodnych) niezwykle dotknęły ambitnego przywódcę i przelały czarę goryczy. Kontakty na linii Moskwa – Pekin uległy ochłodzeniu a Chiny obrały własną, niezależną drogę komunizmu.[6]






            Oprócz tego, nie bez znaczenia pozostało przywództwo duszpasterskie Jana Pawła II podczas zimnej wojny. Wybór Polaka na tron Piotrowy stanowił element integrujący ludność świata zachodniego ze światem komunistycznym ponad wszelkimi podziałami politycznymi. Polityka Związku Radzieckiego i dyktatur państw bloku wschodniego miała na celu za wszelką przeszkodzić Kościołowi w mobilizacji społeczeństwa przeciwko tyranii władz. W owych czasach instytucja kościoła stanowiła jeden z niewielu nietykalnych ośrodków propagandy antykomunistycznej. Z tego oto względu Moskwa tak bardzo obawiała się działalności duszpasterskiej. Osoba Jana Pawła II wpływała niezwykle motywująco na ludzi, którzy sprzeciwiali się systemowi. Śmiało możemy do nich zaliczyć Lecha Wałęsę. Interpretując słowa Karola Wojtyły wypowiedziane podczas pielgrzymki w Polsce: „(…) Niech zstąpi duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej Ziemi” można pokusić się o stwierdzenie, że były one niejako sygnałem dla opozycji do czynnego działania w kierunku wyzwolenia Polski.
Rok 1989 przyniósł prawdziwy przełom w konflikcie zimnowojennym. Osłabienie Związku Radzieckiego w wyniku Pierestrojki Gorbaczowa coraz bardziej zachęcało opozycjonistów do śmiałych czynów. Ciąg wydarzeń zapoczątkowało powstanie Solidarności w 1980 roku. Związek zawodowy stanowił swoisty ruch oporu, który był inspiracją dla opozycji w innych państwach satelickich. Już w 1981 roku Biuro Polityczne KC KPZR zdecydowało, że w tym szczególnym przypadku nie może być mowy o interwencji wojsk Układu Warszawskiego przeciw rewolucji solidarnościowej gdyż w razie pacyfikowania robotników władza ZSRR straciłaby resztę szacunku w oczach narodu – oznaczało to definitywne zerwanie z doktryną Breżniewa.[7] Wobec gwałtownych starć aparatu bezpieczeństwa i strajkujących stoczniowców oraz coraz bardziej napiętej sytuacji, w lutym 1989 roku w Polsce doszło do negocjacji władzy z przedstawicielami opozycji. Rozmowy nazwano „Obradami Okrągłego Stołu”. Po stronie opozycyjnej zasiadali między innymi: Lech Wałęsa, Jacek Kuroń, Tadeusz Mazowiecki, Lech Kaczyński, Adam Michnik; po drugiej stronie: Czesław Kiszczak, Leszek Miller, Aleksander Kwaśniewski. W wyniku obrad utworzono Senat i uzyskano liczne ustępstwa na rzecz demokratyzacji państwa Polskiego. Za przykładem polskich opozycjonistów poszli działacze Czechosłowacji, Niemiec, Węgier, Bułgarii i Rumunii co w sposób lawinowy pociągnęło za sobą rozpad Związku Radzieckiego.
Kolejną kwestią wartą bardziej szczegółowego omówienia jest upadek Muru Berlińskiego i zjednoczenie Niemiec. Genezy sporu o miasto stołeczne możemy doszukiwać się w latach 1948-1949 kiedy to Józef Stalin zadecydował o pierwszej blokadzie Berlina Zachodniego. Jego celem było opóźnienie zjednoczenia zachodnich stref okupacyjnych i nadzieja na ‘zagłodzenie’ i wyniesienie się odciętych od dostaw Brytyjczyków, Francuzów i Amerykanów po zachodniej części miasta. Niestety, nieprzemyślane plany Stalina znów odwróciły się przeciwko niemu. Alianci szybko zorganizowali dostarczający zaopatrzenie ‘most powietrzny’ pomiędzy RFN a Berlinem Zachodnim, dzięki czemu zyskali wdzięczność mieszkańców stolicy Niemiec.[8] Od tego czasu do 1961 roku granica między Berlinem Zachodnim a Wschodnim była sukcesywnie umacniana z inicjatywy sowieckiej. Do czasu nałożenia całkowitej blokady w ruchu granicznym, Berlin Zachodni stanowił „szczelinę w Żelaznej Kurtynie”, dzięki której setki ludzi (również z Polski) przedostało się na zachód. Kolejnym elementem budującym podziały między Niemcami było ogłoszenie doktryny Hallensteina w 1955 roku. Doktryna ta stanowiła o nieutrzymywaniu stosunków z NRD (i z państwami, które uznają NRD) przez RFN oraz o prymacie RFN w kontaktach międzynarodowych z innymi państwami. W 1961 roku przerwano wszystkie połączenia komunikacyjne i między oboma częściami miasta i wzniesiono dzielący stolicę mur, który miał stanowić rzeczywistą i psychologiczną barierę oddzielającą dwa światy. Mimo tego, rok 1961 miał być punktem kulminacyjnym konfliktu. Od tego czasu sytuacja zaczęła się polepszać. Mieszkańcy podzielonego miasta mieli dość sytuacji narzuconej przez konkurujące mocarstwa. Pierwszymi przejawami ocieplenia nastrojów były deklaracje Nikity Chruszczowa na temat możliwości pokojowej koegzystencji między USA a Związkiem Radzieckim. Później, w 1972 nawiązano stosunki dyplomatyczne pomiędzy NRD a RFN co znormalizowało relacje dwustronne. W końcu, wobec akceptacji ZSRR i starań zachodnich przywódców, za rządów Ericha Honeckera i Helmuta Kohla doszło do zjednoczenia Niemiec i obalenia Muru Berlińskiego. Wtedy to upadł symbol podziałów między wschodem a zachodem.
Wiele z wcześniej wspomnianych wydarzeń, takich jak: wprowadzenie w życie planu Marshalla, bunty i demonstracje w państwach bloku wschodniego, utrata pozycji w bloku komunistycznym, działalność Jana Pawła II, powstanie Solidarności oraz upadek Muru Berlińskiego przyczyniły się do upadku Związku Radzieckiego – najpoważniejszej okoliczności zakończenia Zimnej Wojny. Oprócz wyżej wymienionych bodźców, warto wspomnieć również o działalności dwóch ważnych pierwszych sekretarzy KC KPZR – Leonida Breżniewa i Michaiła Gorbaczowa.
Pierwszy z nich zasłynął w polityce międzynarodowej jako sygnatariusz układów rozbrojeniowych SALT I i SALT II. Układy dawały niewielką przewagę militarną Związkowi Radzieckiemu, ale jednocześnie były krokiem naprzód w pojednaniu obydwu obozów.[9] Jednocześnie, w 1979 roku Breżniew wplątał ZSRR w wojnę w Afganistanie. Wysłał wojsko aby udzielić wsparcia niestabilnemu prokomunistycznemu rządowi. Poza tym, tego samego roku KGB otrzymało informację o rzekomym nawiązywaniu kontaktów z amerykańskimi władzami przez nowego przywódcę Afganistanu. Związek Radziecki ruszył ratować swoje interesy. Cała kampania okazała się gwoździem do trumny dla Związku Radzieckiego. Koszty prowadzenia wojny oraz sama porażka w konflikcie załamały gospodarkę i wizerunek ZSRR na arenie międzynarodowej. Agresja na Afganistan spotkała się ze zdecydowaną odpowiedzią ze strony USA. Jimmy Carter nałożył embargo na Związek Radziecki, ogłosił bojkot olimpiady w Moskwie i wycofał układ SALT II z senatu. Jego następca – Ronald Regan kontynuował twardą politykę wobec ZSRR. Zwiększył wydatki USA na zbrojenia, dzięki czemu wznowił zahamowany wcześniej wyścig zbrojeń zmuszając jednocześnie ZSRR do tego samego.[10] Było to coś czego gospodarka Związku Radzieckiego mogła nie wytrzymać.
Po objęciu władzy przez Michaiła Gorbaczowa w 1985 roku, rozpoczął się nowy etap dla Związku Radzieckiego. Pierwszemu Sekretarzowi udało się nawiązać przyjazne stosunki z Ronaldem Reganem oraz z Georgem Bushem. Po katastrofie w elektrowni atomowej w Czarnobylu, Gorbaczow zadecydował o zaprowadzeniu nowego porządku pod hasłami jawności i przebudowy (głasnost i pierestrojka) systemu. Uważał, że powszechne powielanie kłamstw i tuszowanie niedoskonałości nie służy niczemu dobremu. Tym samym, Pierwszy Sekretarz zniszczył podstawę, na której utrzymywał się chwiejny ustrój. Podczas szczytu w Waszyngtonie w 1987 roku podpisał układ o zniszczeniu wszystkich pocisków średniego zasięgu w Europie[11], pomniejszając tym samym zagrożenie konfliktu atomowego na Starym Kontynencie.






Niezwykły wpływ na kształtowanie się światopoglądu Gorbaczowa miał (słabo znany) amerykański sekretarz stanu George Shultz, który postawił sobie za cel wyperswadowanie (dosyć otwartemu na nowe pomysły) przywódcy ZSRR, że otwarcie rynku oraz gruntowne reformy są niezbędne dla Związku Radzieckiego. Prowadził nawet prywatne wykłady na temat zalet kapitalizmu dla Gorbaczowa i jego doradców.[12]
W 1989 roku Pierwszy Sekretarz KC KPZR początkowo nieoficjalnie, później już całkiem otwarcie przyznawał, że państwa bloku wschodniego mają wolną rękę w kształtowaniu własnej polityki. Nie sprzeciwiał się demontażowi zasieków na granicy Austriacko-Węgierskiej, liberalizacji Węgier, legalizacji Solidarności w PRL, powołaniu pierwszego niekomunistycznego rządu przez Tadeusza Mazowieckiego oraz upadkowi Muru Berlińskiego. Uważał to za nieuchronne. W lutym 1989 zakończył niechlubny konflikt w Afganistanie i wyprowadził stamtąd wojska ZSRR.
Rok 1991 przyniósł całkowite rozmontowanie Związku Radzieckiego. W wyniku rozpadu supermocarstwa powstało 15 nowych państw. Nie można powiedzieć, że proces odbył się całkowicie bez użycia siły. W lutym tego samego roku wojska sowieckie otworzyły ogień do demonstrujących Litwinów po tym jak stało się jasne, że Litwa opowiedziała się za niepodległością w wolnych wyborach. Wkrótce, drogę niezależności wybrały również pozostałe państwa Bałtyckie. W czerwcu, Borys Jelcyn został wybrany na prezydenta Republiki Rosji. Ósmego grudnia, razem z prezydentami Białorusi i Ukrainy (Stanisławem Szuszkiewiczem i Leonidem Krawczukiem) podpisał w Puszczy Białowieskiej dokument stwierdzający zakończenie działalności ZSRR jako podmiotu prawa międzynarodowego. Tym samym, zimna wojna zakończyła się z racji tego, że jedna z dwóch stron konfliktu najzwyczajniej przestała istnieć.
Można pokusić się o stwierdzenie, że konflikt zimnowojenny w dużej mierze doprowadził do znacznego rozwoju ludzkości pod wieloma względami. Pomijając aspekt militarny, zimna wojna przyspieszyła postęp nauki. Bardzo możliwe, że ludzkość nie poczyniłaby tak dużych kroków w eksploracji kosmosu oraz w rozwoju lotnictwa gdyby nie posiadała tak silnych bodźców. Konflikt zimnowojenny przyczynił się do postępu informatyzacji, przemysłu oraz badań nad wykorzystywaniem energii jądrowej.
Oprócz tego, zimna wojna nauczyła polityków, że potencjalny konflikt zbrojny mógłby zakończyć się totalną zagładą gatunku ludzkiego. Jedynym sposobem jego uniknięcia jest efektywny dialog i współpraca pomiędzy państwami. Przywódcy uświadomili sobie, że polityka „kija” taka jak ta stosowana wobec państw demokracji ludowych nie przysparza rządzącym sympatii ludu.
Zimna wojna miała również olbrzymie znaczenie dla państw wchodzących w skład oraz niegdyś zależnych od Związku Radzieckiego. Zjednoczyła podzieloną po II Wojnie Światowej Europę oraz w efekcie dała możliwość samostanowienia i wyrażania swojej opinii znacznie słabszym od dominujących mocarstw państwom. Mimo wszystko, zimna wojna wywarła największy wpływ na nowopowstałą po rozpadzie Związku Radzieckiego Federację Rosyjską. Ukształtowała jej mocarstwową pozycję w nowym ładzie świata.
Aby najlepiej oddać największą zasługę zakończenia konfliktu zimnowojennego, zacytuję słowa, które wypowiedział Michaił Gorbaczow po przekazaniu Borysowi Jelcynowi kodów do użycia broni jądrowej i po podpisaniu oficjalnego dekretu o rozwiązaniu Związku Radzieckiego: „Zakończyły się zimna wojna, wyścig zbrojeń oraz szalona militaryzacja naszego kraju, które zniszczyły gospodarkę, zniekształciły nasze myślenie i podkopały morale. Wojna światowa już nam nie zagraża.[13]


[1] Lewis Gaddis, Zimna Wojna. Historia Podzielonego Świata, Kraków 2009 s. 20
[2] Zapis rozmowy Stalina z Thorezem z 18 listopada 1947 r., w: Levering i In.,
Debating the Origins of the Cold War…, dz. Cyt., s. 174.
[3] John Lewis Gaddis, Zimna Wojna. Historia Podzielonego Świata, Kraków 2009 s. 24
[4] John Lewis Gaddis, Zimna Wojna. Historia Podzielonego Świata, Kraków 2009 s. 10
[5] John Lewis Gaddis, Zimna Wojna. Historia Podzielonego Świata, Kraków 2009 s. 47
[6] John Lewis Gaddis, Zimna Wojna. Historia Podzielonego Świata, Kraków 2009 s. 161-169
[7] John Lewis Gaddis, Zimna Wojna. Historia Podzielonego Świata, Kraków 2009 s. 257
[8] John Lewis Gaddis, Zimna Wojna. Historia Podzielonego Świata, Kraków 2009 s. 48
[9] John Lewis Gaddis, Zimna Wojna. Historia Podzielonego Świata, Kraków 2009 s. 234
[10] John Lewis Gaddis, Zimna Wojna. Historia Podzielonego Świata, Kraków 2009 s. 246, 255
[11] John Lewis Gaddis, Zimna Wojna. Historia Podzielonego Świata, Kraków 2009 s. 269
[12] John Lewis Gaddis, Zimna Wojna. Historia Podzielonego Świata, Kraków 2009 s. 270
[13] Gorbachev, Memoirs, dz. Cyt., s. XXXVIII.

Najważniejsze interesy i wyzwania polskiej polityki zagranicznej w ciągu najbliższych 4 lat


1.     Zadbanie o solidarność państw UE wobec ratowania strefy euro – Polska w przyszłości zamierza być członkiem strefy euro i czerpać korzyści z takiego członkowstwa. Wobec tego należy postarać się o to aby Euroland nadal rozwijał się stabilnie.

2.     W przyszłości integracja europejska powinna zachodzić przy szczególnym uwzględnieniu kwestii finansowych – nie powinno się przyjmować nowych członków nie spełniających europejskich standardów ani członków o niestabilnych gospodarkach. Należy również położyć duży nacisk na dopilnowanie przestrzegania tych samych zasad przez starych członków UE.








3.     Państwa europejskie powinny zacieśniać współpracę w wymiarze budowania wspólnej polityki zagranicznej wobec państw trzecich. Polityka zagraniczna jednego z państw UE wobec państwa trzeciego nie powinna być sprzeczna z interesem innego państwa UE – można podać przykład kooperacji Federalnej Republiki Niemiec z Federacją Rosyjską na płaszczyźnie budowy Nordstream, która godzi w interesy RP.

4.     Polska powinna aktywnie poszukiwać innego źródła importu gazu niż Rosja. Dalszy zakup gazu od Gazpromu może być związany z uzależnieniem polskiej gospodarki. Alternatywą dla nowego dostawcy może być intensyfikacja działań na rzecz eksploatacji polskich złóż gazu łupkowego – eksploatacja powinna być przeprowadzana we współpracy z firmami zagranicznymi, które posiadają znaczne doświadczenie na tej płaszczyźnie.

5.     Należy od nowa uregulować stosunki z UE i USA. Priorytetem dla Polski powinny być relacje z państwami Europy Zachodniej zamiast ze Stanami Zjednoczonymi, które to przestały interesować się naszą częścią świata i przestały traktować Polskę jako swojego strategicznego partnera.